wtorek, 7 maja 2019

Wędrowny Anioł (XX)


Przepełniały mnie słowa.
Wylewały się nieproszone, a ja byłam wobec nich prawie bezradna. Słowa modlitwy, jakich nigdy nie doświadczałam, pojawiały się w moich myślach nieustannie i bez przerwy, a usta szeptały je jakby w gorączce i z obawą, że nie zdążą i że coś, co powinno być powiedziane, gdzieś zaginie.


Dotykałam innej strony siebie. Doświadczałam żaru słów i nie umiałam się przed nimi obronić. Jakby żywym ogniem paliły mnie one, a ulga nie przychodziła nawet, kiedy wydostawały się na zewnątrz. Mój umysł był niby zniewolony pragnieniem nieustannej modlitwy.
- Nigdy nie myślałam, że mogę się tyle modlić.
- A dlaczego mi o tym mówisz? – Wędrowny spojrzał na mnie tak, jakby się dziwił moim słowom – nie myśl, dziękuj, że Pan dotknął cię taką łaską. To łaska. To nie twoja zasługa, przecież wiesz.
Wiedziałam. Wiedziałam i nieraz miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie z powodu wiedzy, ale – z powodu oschłości. Choć – to też pewnie nie do końca dało się wytłumaczyć.
- Widziałaś kiedyś balon? Taki, jakim się lata nad ziemią?
Kiwnęłam głową.
- To sobie spróbuj go wyobrazić bez powietrza. Mało okazały, prawda?
Twoje serce, jeśli jest napełnione łaską i tchnieniem Pana – Wędrowny skłonił głowę, jak zawsze, gdy wspominał którąś z osób Trójcy Świętej –  jest w stanie ulecieć nad ziemię i unieść się naprawdę wysoko.


Wiesz, Pan jest dobry  i łaskawy…
- …i jest blisko tych, którzy go wzywają – skończyłam trochę z rozpędu, ale Wędrowny uśmiechnął się i skinął głową.
- Tak właśnie jest. On zawsze jest blisko. Nawet, jak Go nie widzisz. I jak nie czujesz Jego obecności. I jak na piasku widzisz tylko jeden ślad… Pamiętasz? On nie zostawia. On czasem niesie na swoich ramionach.



Już trzeci raz przywoływał ten, tak bliski mi, obraz. 
Jakby chciał powiedzieć, że nigdy za dużo przypominać o Bożej Obecności.




Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...