Przepełniały mnie słowa.
Wylewały się nieproszone, a ja byłam wobec nich prawie
bezradna. Słowa modlitwy, jakich nigdy nie doświadczałam, pojawiały się w moich
myślach nieustannie i bez przerwy, a usta szeptały je jakby w gorączce i z
obawą, że nie zdążą i że coś, co powinno być powiedziane, gdzieś zaginie.
Dotykałam innej strony siebie. Doświadczałam żaru słów i nie
umiałam się przed nimi obronić. Jakby żywym ogniem paliły mnie one, a ulga nie
przychodziła nawet, kiedy wydostawały się na zewnątrz. Mój umysł był niby
zniewolony pragnieniem nieustannej modlitwy.
- Nigdy nie myślałam, że mogę się tyle modlić.
- A dlaczego mi o tym mówisz? – Wędrowny spojrzał na mnie
tak, jakby się dziwił moim słowom – nie myśl, dziękuj, że Pan dotknął cię taką
łaską. To łaska. To nie twoja zasługa, przecież wiesz.
Wiedziałam. Wiedziałam i nieraz miałam z tego powodu wyrzuty
sumienia. Nie z powodu wiedzy, ale – z powodu oschłości. Choć – to też pewnie
nie do końca dało się wytłumaczyć.
- Widziałaś kiedyś balon? Taki, jakim się lata nad ziemią?
Kiwnęłam głową.
- To sobie
spróbuj go wyobrazić bez powietrza. Mało okazały, prawda?
Twoje
serce, jeśli jest napełnione łaską i tchnieniem Pana – Wędrowny skłonił głowę,
jak zawsze, gdy wspominał którąś z osób Trójcy Świętej – jest w stanie ulecieć nad ziemię i unieść się
naprawdę wysoko.
Wiesz, Pan
jest dobry i łaskawy…
- …i jest
blisko tych, którzy go wzywają – skończyłam trochę z rozpędu, ale Wędrowny
uśmiechnął się i skinął głową.
- Tak właśnie
jest. On zawsze jest blisko. Nawet, jak Go nie widzisz. I jak nie czujesz Jego
obecności. I jak na piasku widzisz tylko jeden ślad… Pamiętasz? On nie zostawia.
On czasem niesie na swoich ramionach.
Już trzeci raz przywoływał ten, tak bliski mi, obraz.
Jakby chciał powiedzieć, że nigdy za dużo przypominać o Bożej Obecności.
Już trzeci raz przywoływał ten, tak bliski mi, obraz.
Jakby chciał powiedzieć, że nigdy za dużo przypominać o Bożej Obecności.