poniedziałek, 9 września 2019

Przypadki szkolne. Jak walczyć o swoje.




- Ale zaiskrzyło! – profesor Przemo aż zagwizdał z podziwu. – o czym tu była mowa? – zapytał – młody Kitliński wyszedł z gabinetu Majchera z takim hukiem, że aż szyby zabrzęczały w oknach. Co mnie ominęło?
- Daj spokój, nie ma czego żałować – Hanka podniosła wzrok znad dziennika, jakby walcząc z poczuciem obowiązku a chęcią, żeby na chwilę o nim zapomnieć – nie poszedł mu sprawdzian z matematyki, więc podpalił arkusz i powiedział, że nikt mu nie będzie wypominać jednego potknięcia. Takie tam, małe drobne przewinienie, kto by się przejmował. – dokończyła zdanie i pokiwała głową. – Tak, tak, Przemo, widzisz? Możemy się uczyć od młodych, jak walczyć o swoje.
Wuefista Przemek zdębiał. Popatrzył na Hankę i podrapał się po głowie.
- Ty tak poważnie, Hania, z takim spokojem i takie wnioski? – nie mógł się nadziwić – nie poznaję cię, koleżanko pedagog. A gdzie wychowanie, gdzie odpowiednia kara za winę, gdzie nasza odpowiedzialność za latorośl, którą rodzice ufnie oddają w nasze ręce…
- Za dużo lekcji dzisiaj? – weszła mu w słowo Hanka – bo gadasz jak potłuczony. Pstryknij czajnik, poproszę. Może zdążę zrobić sobie dolewkę kawy.
Przemek roześmiał się serdecznie.
- Hania, ty to zawsze umiesz tak podsumować, że z człowieka opada całe napięcie i od razu czuje się lepiej. Zaparzę Ci świeżej, dolewki są niezdrowe. Znaj moje dobre serce.


- Zrobić tak, wypić nie, każdy belfer o tym wie – Marta nie mogła się powstrzymać przed rymowanką, którymi szafowała na lewo i prawo – Przemku, nastaw więcej. Mam okienko, może będę mieć na tyle szczęścia, żeby wypić jeszcze ciepłą, a nie jak zawsze mrożoną.

niedziela, 8 września 2019

Przypadki szkolne. Jedziemy na wycieczkę rowerową(I)

Dzień, przez krótką chwilę, zapowiadał się dość spokojnie. Lekcje normalnie, przerwy bez zmian, żadnych zebrań, żadnych narad.
Okazało się, że ta krótka chwila trwała naprawdę krótko.

- Ty też jedziesz? - Patryk wpadł jak burza do pokoju nauczycielskiego i wycelował swój palec w Martę. - Pomożesz mi ogarnąć Batmana Młodszego?
Marta zamrugała szybko oczami.
- Gdzie jadę? - pytanie wydało jej się najwłaściwszą reakcją. - I po co?
Klara, przysłuchująca się tej wymianie zdań westchnęła teatralnie.
- Patryk, mnie zapytaj - powiedziała z czarującym uśmiechem. - Marta chyba nie wie, o co pytasz.
- Marta jedzie? - Patryk posłusznie zwrócił się z pytaniem do Klary, która natychmiast przestała się uśmiechać. - Wiesz coś?
- Coś tam wiem - burknęła - ale miałeś spytać, czy ja jadę.
- Kiedy wiem, że ty nie jedziesz - zdziwił się wuefista - Dyro mówił, że masz dyżur w świetlicy i zostajesz z tymi, którzy nie jadą. To po co mam pytać?




- Sorze, można sora na chwilę? - głos zza drzwi najpierw wybrzmiał, a potem dopiero ujawnił swoje źródło. Przez szparę w drzwiach zajrzała potargana głowa Batmana Starszego, czyli Gacka z II c. - Sorze, bo ten ... sprawa jest.
- A ty Gacek w prokuraturze pracujesz? - usiłował zażartować wywołany do tablicy Patryk Roztworowski - tam się rozmawia  o sprawach.
Uczeń zachichotał.
- Nie, no bo sorze, sor sam zobaczy, sor wyjdzie na chwilę do nas, tutaj.
- A to was jest więcej? - zdziwił się Patryk i ruszył w stronę drzwi - jakaś delegacja?
Przed pokojem nauczycielskim stało kilku uczniów z II c, czyli z klasy Batmana, a z daleka przyglądała się im grupka przypadkowych świadków. 
- O co chodzi, chłopcy? Obiad jedliście? Zaraz dzwonek, zdążycie?
- Jedliśmy, sorze - odpowiedź zabrzmiała niemal chórem - my do sora z prośbą.
- Bo ten, bo ta wycieczka... - zabrał głos Gacek - można się jeszcze zapisać? 
- O! - ucieszył się Patryk - namyśliliście się? A co to się stało?
- Bo, ehm... - odchrząknął Batman - bo z tymi, co nie jadą, zostaje Te...znaczy się, sorka Wińska. A jak ona zostaje, to na bank zrobi angielski. A jak tak, to my wolimy wycieczkę.





Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...