Naszym największym życzeniem jest, żeby pandemia jak
najszybciej przeszła do zamierzchłej historii. I o ile historia w tym wypadku
jest sprawą naturalną, o tyle „zamierzchłość” już taka naturalna nie jest.
„Polacy otwierają serca!”
„Tragedia nas jednoczy”
„Jesteśmy bezinteresowni”
To tylko niektóre z nagłówków, jakie można było przeczytać w
codziennej prasie. Serce rośnie. Wyrazy wsparcia, więcej empatii i zrozumienia,
pomoc w robieniu zakupów… to wszystko napawa optymizmem. I to dobrze, że tak
jest. Ale kiedyś mija pierwszy szok i zaczyna wracać w miarę normalne życie…
Zaczyna się od hejtu na lekarzy. I życzliwych podpowiedzi,
żeby na czas zagrożenia … wyprowadzili się ze swoich mieszkań i nie narażali
sąsiadów i znajomych z bloku i osiedla.
Co potem?
Lublin, autobus miejski.
Na drzwiach kartka informująca o limicie osób, jaki może
jednocześnie przebywać w pojeździe. W środku – miejsca siedzące zajęte,
kilkanaście osób stoi. Niemal każdy albo patrzy na swój telefon, albo przez
niego rozmawia.
„Wszystko przez niego” – słyszę gdzieś zza pleców „ja go
dorwę, nie będzie litości”. Zerkam. Młoda, zadbana kobieta, przytulająca
małego, może pięcioletniego synka w maseczce. I stek przekleństw, które niczym
nieskrępowane panoszą się w całym autobusie, bo pani rozmawia bardzo swobodnie
i głośno.
Ten sam autobus. Żółto-czarna taśma „oddzielająca” pierwszy
rząd miejsc do siedzenia od reszty autobusu. I wciąż te same podziały wśród
ludzi. Lepsi-gorsi, my-oni. I jeszcze, i znowu…
Nic się nie zmieniło.
Ludzie wciąż nienawidzą, wciąż rzucają oskarżenia, wciąż
walczą na śmierć i życie. „Dla dziecka”, „o lepsze jutro”, „bo zmarnowałeś mi 5
lat życia”.
Są też ludzie dobrzy, mądrzy, otwarci i wrażliwi. I pewnie
jest ich całkiem sporo. Tylko ciągle szkoda, że ta proporcja od wieków
pozostaje niezmienna i że żadna tragedia, żadna próba i żaden chichot losu nie
są w stanie tych proporcji znacząco zmienić na plus dla tych drugich.
(Napisałam, że Lublin. W tym akurat przypadku nazwa miasta ma
znaczenie drugorzędne. Gdzie indziej mogłoby być bardzo podobnie.)