sobota, 30 grudnia 2017

Wczoraj


Wracałam późnym wieczorem, odmawiając różaniec. Tak, jak nigdy - szeptem.
"Pater noster, qui es in caelis..." mieszało się z odgłosami ulicy i życiem późnowieczornego miasta. "Ave Maria, gratia plena...", przeplatane piskiem opon samochodów, które pędziły jak szalone mimo ograniczenia prędkości, mimo niesprzyjających warunków, brzmiało mi samej jak modlitwa o opamiętanie, o nawrócenie, o rozwagę.
 
Przyszło mi do głowy, że zbyt łatwo zostaje się bohaterem, kiedy nie trzeba stawać twarzą w twarz z wyzwaniem, kiedy nie trzeba niczego brać "na klatę" i za nic być odpowiedzialnym. "Mówię ci, jechałem chyba ze 180 po mieście". Tylko - czy to jest powód do chełpienia się?

Bóg, który dał nam życie, pewnie wczoraj - nie po raz pierwszy - załamał ręce. "Nie tak was uczyłem" mógłby powiedzieć, "nie tak mieliście postępować". Nikomu nic się nie stało, więc o co ta awantura?
Bo kiedyś komuś coś się stało. Ktoś kiedyś stracił życie. Ktoś kiedyś stracił zdrowie. Ktoś od któregoś dnia jeździ na wózku abo jest przykuty do łóżka.

Ktoś, ale nie ja! Trzeba koniecznie tej kropli, która przeleje czarę?

U progu Nowego Roku - może trzeba zacząć patrzeć dalej, niż własny czubek własnego nosa?

poniedziałek, 25 grudnia 2017

***

Zacząć od nowa
od łzy w kąciku oka
od zwykłego przepraszam
i dziękuję
zacząć tak
żeby nikogo 
nie poróżnić
nie pominąć
nie zasmucić
zacząć
w ten wieczór
od opłatka

niedziela, 24 grudnia 2017

Bóg się rodzi

Bóg się rodzi!
Czy Ty w to wierzysz?
Czy ja w to wierzę?
Kiedy byłam małą dziewczynką, najważniejsze były prezenty, choinka, cukierki na niej wiszące na długich nitkach i zimne ognie. Gdzieś dalej były kluski z makiem i barszcz z uszkami. Opłatek... był. Ale święta?
Dorastałam z obrazem Boga, który jest niedostępny i groźny. Tylko karze, nigdy nie wynagradza. Na lekcjach religii były główne prawdy wiary, ale nie miały takiej mocy, abym nagle zaczęła wierzyć w Boga - Ojca, dobrego i kochającego. Takiego, w którego teraz wierzę ze wszystkich sił.
Kiedy była mała, mieszkała z nami babcia. Codziennie odmawiała na głos pacierz, a ja miałam wrażenie, że Pan Bóg za chwilę zstąpi na ziemię tylko po to, żeby zmieść nasz dom i nas wszystkich z powierzchni ziemi.Babcia często powtarzała: Bóg jest nierychliwy ale sprawiedliwy, zobaczysz, pokarze cię. 

Teraz jestem dorosła. Święta to zupełnie inny czas niż w czasach mojego dzieciństwa. Spokojniejszy. Łagodny. Tajemniczy i radosny. Pełen Bożej obecności i Bożego dostojeństwa. Ale też - pełen bliskości z małym Jezusem i Matką Bożą.

To nie było łatwe, żeby tak to "przemeblować".


Kochani, życzę Wam dobrych, pięknych Świąt Bożego Narodzenia. Takich prawdziwych - z małym Jezusem, ze Świętą Rodziną, z Waszymi bliskimi. Śpiewajcie kolędy, składajcie sobie szczerze najlepsze życzenia, bądźcie dla siebie dobrzy i serdeczni.
Wtedy Boże Narodzenie naprawdę się wydarzy.

piątek, 22 grudnia 2017

Życzenia dla samego siebie :)


Nie chcieć zdobyć wszystkich szczytów
ani odkryć skarbów świata,
nie chcieć też gdzieś po wszechświecie
super-rakietami latać

Nie mieć głowy gdzieś tam w chmurach,
nie być tak zarozumiałym
i nie myśleć, że w mej głowie
rozum mieści się niemały.

Nie być całkiem nie-do-życia,
nie być zawsze napuszonym
i nie szukać zawsze, wszędzie
czegoś dla swojej obrony.

Nie znać zdania tylko swego,
które słuszne jest jedynie
i nie myśleć, że beze mnie
to ten świat niechybnie zginie.

Nie być super doskonałym,
wyśmienitym w swoim planie,
nie mieć nigdy ludzi dosyć
- by tak było: spraw to, Panie.


czwartek, 21 grudnia 2017

Życie z drobiazgów się składa

 Śnieg prószy coraz mocniej. Lubię patrzeć, kiedy biały puch pokrywa ziemię i wszystko staje się czyste i nieskażone. Śnieg przykrywa wszystkie nierówności, zakrywa wszelkie niedoskonałości, pada - wszędzie.
Śnieg - niezliczona ilość maleńkich gwiazdeczek, śnieżynek, z których każda jest inna i każda - doskonała. Każda gwiazdka śnieżynkowa jest małym dziełem sztuki - wykonanym przez Tego, który je wymyślił i stworzył. Śnieg, który pada z nieba na ziemię - to miliony i miliony małych, maleńkich drobiazgów.
Czy zdarzyło Ci się pomyśleć kiedy tak o swoim życiu - w kontekście niezliczonej ilości drobiazgów, z których się ono składa? Każda chwila, każdy nowy dzień złożony z chwil, każdy tydzień składający się z dni, i miesiąc i rok, złożony z kolejnych tygodni - a to wszystko przecież składa się z sekund, minut...

Słyszy się dużo od ludzi: "kto by się przejmował, przecież to tylko chwila". No właśnie. Czas niepostrzeżenie przecieka nam przez palce i okazuje się nagle, że na coś go zabrakło, że gdzieś się pogubiliśmy, że ne zdążyliśmy, że...
Jest jeszcze Adwent. Czuwajmy.

środa, 20 grudnia 2017

***

Bardzo dawno pisany wiersz. I długo skrywany przed oczami postronnych osób. Powód? Oczywisty: Będą się śmiać, to jest nic niewarte, takie tam mało udane rymowanki.
Ale obiecałam sobie, że będę niektóre rzeczy z szuflady wyciągać. Bo chcę je pokazać. Tak, jak spotkałam niedawno, podczas warsztatów, ludzi, którzy odważyli się pokazać swoją twórczość.
Dołączam do nich z nadzieją, że choć jednej osobie - być może - pomogę jakimś słowem czy zdaniem.



Ty jesteś Pokojem, a niepokój dajesz,
sprawiasz, że się ziemia pod nogami chwieje.
Burzysz nasze plany, jesteś ciągle obok
i zabierasz naszą - po ludzku - nadzieję.

Jesteś mocnym Światłem - a wiedziesz w ciemności
i zabierasz blaski przez ludzi nam dane.
Jesteś Drogowskazem, a idąc za Tobą
idę po omacku i wkraczam w nieznane.

Jesteś Zrozumieniem - a umysł się miesza,
kiedy usiłuję pojać twoje drogi.
I wiem, że nie sprostam - Tyś jest! - Niepojęty!
Bogaty we wszystko - a przecież - ubogi...

Jesteś Żródłem życia - i Sam Wszystkim jesteś,
jesteś - i bez Ciebie nic istnieć nie może,
jesteś - i bądź zawsze  bo ginę bez Ciebie.
Jestem, bo - Ty Jesteś. Dziękuję Ci, Boże...
6 XI 2003 

Płomykowo...


Płomyk nie miał wyjścia. Świecił i przygrzewał, bo tylko to potrafił. I może nie byłoby o czym pisać, ale…
Tamten dzień zaczął się smutno. Ktoś nie dopilnował ognia w kominku i Płomyk powoli znikał. Żył jeszcze w iskrach rozżarzonego popiołu, w niedopalonym konarze, który – włożony do paleniska mokry – zdążył wyschnąć, ale nie zdążył spłonąć, tylko ledwo, ledwo się tlił.
Można było go dostrzec to tu, to tam – pojawiał się na chwilę, czasem rozbłysnął w jakimś drewnianym okruszku, niestrawionym jeszcze ogniem – a potem znów przygasał i zanikał.




Płomyk nie chciał ginąć. Lubił swój kominek, lubił miękkość drewna sosnowego i siłę drewna dębu. Lubił przeskakiwać z maleńkich gałązek na coraz większe i większe, lubił wtulać się w grube, mocne konary suchych drew dorzucanych do kominka. A najbardziej lubił trzask drewna, kiedy, nadpalone, łamało się na kawałki i przez kilka chwil płonęło żywszym ogniem, aby w końcu zamienić się w popiół. Wspominał te chwile zawsze z radością; była w tym jakaś tajemnica, której nie dawało się odkryć. Za każdym razem wszystko wyglądało niby tak samo, a jednak inaczej. Płomyk nie wiedział, dlaczego tak jest. Był tylko małym Ognikiem, który przeskakiwał z jednej gałązki na drugą.
Tamtego dnia Płomyk zrozumiał, że to już chyba koniec. Zgasło światełko nocnej lampki, obok kominka zaczynali krzątać się ludzie. Jakiś mały chłopiec przez chwilę przykucnął przed paleniskiem, ale za chwilę ktoś go zawołał i drobna dziecięca twarzyczka zniknęła z pola widzenia Płomyka. Przestraszył się. Prawie przeczuwał, co będzie za chwilę… a raczej – czego NIE będzie. A tyle jeszcze mogło go spotkać.
Był ciekawy zapachu lipy i brzozy, o którym znajome Płomienie mówiły, że jest zupełnie inny. Zastanawiał się, czy gałązki buku i wierzby są tak samo przyjemne w dotyku jak te z klonu i czy to prawda, że kiedy palą się gałęzie drzew owocowych, to w kominku pachnie jabłkami.
A teraz – za chwilę zgaśnie i niczego się już nie dowie. Płomyk ostatkiem sił wspiął się na nadpalony kawałek drewna. 
I wtedy... mały chłopiec wrócił, a razem z nim jego tata i mama. Mężczyzna otworzył kratkę kominka, delikatnie dmuchnął w ostatnie iskierki mrugające z popiołu. Delikatnie włożył do paleniska kilka patyczków tak drobnych, że Płomyk nigdy wcześniej takich nie widział. Podskoczył do góry z radości i … otoczył gałązki drobnymi języczkami ognia. Potem przeskoczył na kolejne i kolejne gałązki, gałęzie, drwa i polana, aż nagle stał się ogromnym, jasnym Płomieniem, który trzaskając wesoło, śpiewał piosenkę o tym, że najważniejsze, to umieć się sobą dzielić.

wtorek, 19 grudnia 2017

Dzień dobry...


A może dobry wieczór?
bez względu na porę dnia, w której tu zajrzałeś, drogi mój Gościu, jesteś dla mnie ważny i cieszę się z Twoich odwiedzin.
Muszę się wytłumaczyć z tytułu bloga.
Tak się złożyło, że jakiś czas temu wzięłam udział w warsztatach literackich. Były niezwykłe. I trwają nadal :)
Owocem tych działań jest książka, której tytułem jest... tytuł mojego bloga. Nie od początku było wiadomo, że tak ona się będzie nazywać. Propozycji było kilka, może kilkanaście. Tę ostateczną podsunęła mi moja wyobraźnia - kiedy oczyma duszy zobaczyłam siebie, siedzącą w bujanym fotelu, z kubkiem gorącej, parującej jeszcze herbaty w ręku, zaczytaną i ... szczęśliwą :) 
Propozycja została przyjęta, tytuł zaakceptowany... i kilkanaście dni później mogłyśmy wziąć do rąk naszą książkę. 
A dlaczego blog pod takim tytułem?
Bo bardzo podobał mi się ten obraz, z fotelem, książką, herbatą i szczęściem...
Bardzo chcę być szczęśliwa. Pracuję na to moje szczęście, oddając innym swój czas, swoje zdolności, dzieląc się tym, co mam, nawet jeśli nie mam dużo.
Na tym blogu - będę dzielić się swoim życiem, refleksjami na jego temat i swoim pisaniem, takim od serca i takim - dla serca. I dla innych. Ale też - dla siebie. Kiedy piszę, czuję, że żyję. Uwielbiam pisać piórem, ale ponieważ bloga piórem pisać się nie da, będę pisać tak, jak się da :)
Zapraszam do odwiedzin zawsze, kiedy tylko będziesz mieć na to ochotę. Odpoczywaj w zaciszu słów tego bloga, zawsze będziesz tu mile widziany:)
Dori eS

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...