Ta historia pojawiła się jakiś czas temu. Splata się powoli, ale stale.
W międzyczasie Małgorzata stała się Magdą, choć to akurat nie będzie miało jakiegoś większego znaczenia.
W każdym razie - zapraszam. Odsłona druga :)
***
Wreszcie koniec. Gorąco, lato, upał jak na
Saharze, ale władze uczelni jakby tego nie zauważały. Właśnie na ostatni –
oficjalnie – dzień pracy w roku akademickim zaplanowano rady wydziału, więc
było wiadomo, że nawet nie ma co marzyć o wcześniejszym powrocie do domu.
Ale teraz tylko jeszcze umyć kubek po
czwartej kawie, oddać klucze panu Zenkowi na portierni i można zapomnieć o
studentach (jeśli pozwolą o sobie zapomnieć), o uczelni, wykładach, materiałach
i badaniach naukowych. Bardzo tego czasu zapomnienia potrzebowała.
- Już pani idzie? – pan Zenek jak zawsze
uśmiechnięty, wyciągnął rękę po klucz – nie będzie pani nas brakować?
- Już mi brakuje, panie Zenku – zażartowała
Magda – ale postanowiłam dać wam od siebie odpocząć.
- Ja tam wcale nie czuję się zmęczony, pani
Magdo. Jeszcze na kawę mrożoną bym panią mógł zaprosić i na lody, i na spacer –
rozmarzył się mężczyzna.
Magda przystanęła.
- Ja chętnie, ale co na to pani Zosia, pana
żona?
Pan Zenek machnął ręką.
- Pojechała do rodziców; ojciec, znaczy mój
teść złamał nogę i Zośka pomaga matce, znaczy mojej teściowej, bo sama nie daje
rady. Duże gospodarstwo u nich, to i robić zawsze jest co.
- To niech pan do niej jedzie, pomoże, a wieczorem
pan ją zaprosi na lody i mrożoną kawę. Ucieszy się.
Pan Zenek spojrzał podejrzliwie na Magdę, ale
nie dostrzegł niczego niepokojącego. Roześmiał się zatem i pojednawczo pokiwał
głową.
- Ma pani rację, może i tak trzeba będzie
zrobić. Wiedziałem, że nie da się pani skusić. A, bo zapomniałbym. Był tu taki
jeden i pytał o panią. Bo podobno pani mu samochód zastawiła. Powiedziałem, że
ma poczekać, bo pani zajęta i teraz nie wyjdzie. Na parkingu miał być. Jakąś
godzinę temu pytał.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. Już
odjeżdżam. Długo pan czeka? – Magda wyrzucała te słowa do stojącego obok jej
seicento wysokiego bruneta i modliła się w duchu, żeby nie zrobił jej
awantury. Mężczyzna stał i przyglądał się jej, jak mocuje się z kluczykiem, jak
przytrzaskuje sobie sukienkę drzwiami i nie odzywał się ani słowem. Nie był w
stanie wejść jej w słowo, bo Magda nie przestawała go przepraszać i się
tłumaczyć. W końcu się zniecierpliwił.
- Niechże pani już przestanie, wystarczyło to
wszystko powiedzieć tylko raz.
Magda skuliła się.
- Przepraszam.
- Zapraszam panią na kawę. Moja trzecia, ale trudno, może dam radę.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Do kawiarni, tu niedaleko.
Należy mi się jakieś zadośćuczynienie za ten pani słowotok, prawda? – mężczyzna
był stanowczy, ale uprzejmy. – Proszę tylko przeparkować samochód i stanąć obok
mojego, i idziemy. To co, zgoda? – wyciągnął rękę do kobiety. Magda ruszyła w
jego stronę i zahaczając ręką o auto, wysypała na chodnik całą zawartość
trzymanej w ręku torebki. Chciała się zapaść pod ziemię ze wstydu i zniknąć
temu człowiekowi z oczu; niestety, wciąż tu była i nic nie wskazywało na to,
żeby miało się coś zmienić. Przełknąwszy kolejne „przepraszam” schyliła się,
aby pozbierać z ziemi cztery długopisy, trzy notatniki, dwa telefony komórkowe,
małe lusterko, pilniczek, pęsetę, szminkę, dwa opakowania gumy do żucia, cztery
skasowane bilety miejskie, garść ulotek i dwie paczki chusteczek higienicznych.
Wrzuciła to wszystko bezceremonialnie do torebki, wstała i otrzepała dłonie
jedną o drugą. Mężczyzna stał nieruchomo i patrzył na nią szeroko otwartymi
oczami.
Magda zaniepokoiła się.
- Stało się coś?
- Nnie, nie, nic – wykrztusił – ale jeśli
wszystkie kobiety w ten sposób podporządkowują sobie świat, jak pani poradziła
sobie z torebką, to ja już wiem, dlaczego tylu mężczyzn na świecie jest
samotnych.
- A pan jest samotny? – szybciej powiedziała
niż pomyślała Magda i ugryzła się w język – nie chciałabym być opatrznie
zrozumiana – próbowała się wytłumaczyć, ale widziała, że mężczyzna zaczyna się
delikatnie uśmiechać, więc dodała – Zresztą, co mi tam – wyciągnęła rękę przed
siebie – Magda jestem.
- Paweł – przedstawił się nieznajomy –
chodźmy na tą kawę, ustalimy, jak to jest z tą samotnością i czy da się z tym
coś zrobić.
Kawiarnia była przytulna. Należałoby
powiedzieć – kawiarenka, bo zaledwie kilka stolików, nieduży bar, dwa
niewielkie okna – to nieco za mało, aby lokal mógł być kawiarnią. Był gustownie
urządzony, jak natychmiast zauważyła Magda, i widać było, że ktoś zadbał o to
miejsce z wyjątkowym wyczuciem i smakiem. Żadnej tandety na ścianach ani
plastikowych kwiatków na stolikach. Zamiast tego – dyskretne dekoracje, w pomysłowy
sposób połączone z widoczkami przedstawiającymi różne zakątki Starego Miasta, przyciszona
muzyka, sącząca z głośników, ukrytych w gęstwinie kwiatów i miły dla ucha szmer
przyjaznych rozmów, bo mimo wczesnego popołudnia wolny był tylko jeden stolik pod
oknem.
- Oczywiście, czarna bez cukru? – zapytał Paweł,
wskazując ręką na wyeksponowane na ścianie menu – do tego proponuję szarlotkę z
lodami. Co ty na to?
Magda już miała zaprotestować, że tylko kawa,
ona wypije i zaraz idzie, przecież nie ma czasu, ale w porę sobie przypomniała,
że właśnie zaczęły się wakacje, a ona jest bardzo zmęczona. Kiwnęła tylko mało elegancko
głową i posłała Pawłowi swój najpiękniejszy uśmiech, a potem skierowała się w stronę
miękkiego fotela przy stoliku obok okna.