piątek, 30 marca 2018

Dlaczego Wielki Piątek?

Oto wielka tajemnica wiary.
Powietrze drży od śpiewu, który niesie się dalej niż sięga horyzont. Dziś dzieje się Wszystko.
Dziś człowiek dostaje wybór. Dziś Bóg - Człowiek wybiera człowieka. Wybiera śmierć, aby dawać życie. Daje wybór - i daje przykład tego wyboru, do niczego jednak nie zmuszając.
Dziś - ktoś umyje ręce, aby zmyć poczucie winy i wyczyścić się w oczach innych. Dziś - Ten, Który Jest - odejdzie, aby pozostać na zawsze - choć w inny sposób, ale bardzo, bardzo blisko.
Dzisiaj - zatrzęsie się ziemia i rozedrze się - z góry na dół, a więc nie ludzką ręką - zasłona w świątyni. Dzisiaj więc - wszystko, co było skryte i schowane, stanie się jawne i widoczne. Zamysły serc, zamiary i niecne plany. Dziś - przez ułamek chwili - nad światem zapanuje ciemność wraz z lękiem, bólem i rozpaczą, aby niemal natychmiast ustąpić przed Światłością świata, przed Drogą do Ojca, przed Prawdą i przed Życiem.




Wielka jest tajemnica naszej wiary. 
Nieodgadniona. Niepojęta. Niemożliwa do zrozumienia. Ale możliwa do przyjęcia całym sercem. To klucz, bez którego nie można być wolnym. To niezasłużony i największy na świecie dar - od samego Dawcy Życia i Zbawienia.

Dzisiaj, w Wielki Piątek, Bóg - Człowiek rozłoży swoje ręce  i pozwoli je sobie przybić do Krzyża, przylgnie do Niego i - na zawsze na Nim pozostanie, abyśmy nigdy nie tracili Go z oczu.


Wielka tajemnica wiary.
Wielki Piątek.

wtorek, 20 marca 2018

Klara (VI)



- Dzień dobry. 

Drgnął na dźwięk jej głosu. Przegadali całe popołudnie, wieczór i kawałek nocy, ale wciąż nie mógł się nadziwić, jak pięknie brzmiała. Po prostu idealnie. Ani za głośno, ani za cicho. Spokojnie, śpiewnie – a przy tym tak zwyczajnie, jak codzienność, jak dzień i noc, jak pory roku.I jak poranna kawa. 
- Dzień dobry. Jak się czujesz? 
Musiał o to zapytać. Wiedział, że mogła czuć się zawstydzona i zmieszana, choć nie zrobili niczego, czego należałoby się wstydzić. Rozmawiali, milczeli, uśmiechali się do swoich myśli i trochę do siebie; patrzyli w tym samym kierunku – przed siebie, ale też zaglądali w głąb swoich serc, bez lęku, po raz pierwszy chyba w życiu, że znowu będzie bolało. 





Kuba nie wiedział, czy powinien tam iść. Stał nieopodal i patrzył, jak Klara wchodzi w bramę, za którą znajdował się sklepik ze starociami. Obserwował ją tak zachłannie, że dopiero pieczenie pod powiekami przypomniało mu, że powinien mrugać. Ta dziewczyna go oczarowała. Jej sposób chodzenia i mówienia, jej uśmiech i to, w jaki sposób wycierała okulary; jej głos i delikatne dłonie, którymi pakowała ten nieszczęsny młynek do kawy. „Młynek!” – jęknął w duchu Kuba – „przecież ja muszę tam pójść, przynajmniej po niego!” Tysiące myśli kotłowało się w jego głowie, aż zrobiło mu się gorąco mimo deszczu, który od dwóch dni skutecznie odstręczał ludzi od przesiadywania na rynku Starego Miasta. Na uliczkach nie było nikogo, a kawiarnie, które zazwyczaj tętniły życiem, wypełniała jedynie pustka, taka dosłowna, że prawie można było ją dotknąć. 
Gdyby nie ten młynek, nie musiałby nigdzie iść, niczego szukać. Mógłby teraz siedzieć w domu i przez okno patrzeć na mokry, zapłakany świat. „Gdyby nie ten młynek” – odezwał się cichy głosik w głowie Kuby –„ to nie poznałbyś Klary”. „Racja” zgodził się Kuba z tym czymś, co mu gadało w głowie. 
Kuba był inny niż większość jego rówieśników. Grał na skrzypcach, nie lubił futbolu i świetnie gotował, a wakacje spędzał w schronisku dla zwierząt, pomagając tam jako wolontariusz. Z tego powodu nie miał zbyt wielu kolegów, ale absolutnie mu to nie przeszkadzało. Był typem samotnika – i jak na samotnika przystało, bardzo dużo czytał i nosił okulary. Może też z tego powodu zwrócił uwagę na Klarę. Choć okulary na pewno nie były jedynym tego powodem. 
„Rusz się wreszcie”, tym razem sam siebie zbeształ, nie czekając, aż zrobi to coś w jego głowie, „rusz się i idź”. 
Kuba zrobił krok do przodu. Pójdzie. Zapyta o młynek, a potem jakoś będzie. Najważniejsze, że znów ją zobaczy.

poniedziałek, 19 marca 2018

Klara (V)




Bał się poruszyć. Wszystko było takie mało rzeczywiste, że najmniejszy szelest mógł bezpowrotnie spłoszyć ciszę, która poprzedniego dnia tak ich otuliła. Bał się też otworzyć oczy, aby nie zamazać tego obrazu, jaki pod jego powiekami wymalowała noc. Opuszki jego palców wciąż grzały się w ciepłe jej dłoni, a na szyi wciąż czuł jej spokojny oddech. Chciał, żeby ta noc nie skończyła się nigdy.
***

- I jak tam, podobał się film? - usłyszała Klara, kiedy tylko otworzyła drzwi sklepiku - Czy jak zawsze nie pamiętasz, o czym był, bo cały seans przegadałaś?
Pan Władek wiedział, że tylko on może tak żartować. Klara go uwielbiała, zresztą wzajemnie, on za nią po prostu przepadał. Lubili swoje towarzystwo, mimo - jak czasem śmiała się Klara - poważnej różnicy wieku. Zawsze mieli o czym rozmawiać i właściwie nie mieli przed sobą tajemnic. Kiedyś celnie zauważył, że mógłby być najlepszą przyjaciółką swojej wnuczki, gdyby nie był jej dziadkiem. Długo się wtedy śmiali, a Klara powtarzała ten żart przy każdym rodzinnym spotkaniu. Pasowali do siebie. Zresztą, Anielę też Klara kochała. Zawsze po szkole wpadała do nich zrobić zakupy albo posiedzieć i wypić z nimi herbatkę z malin, które - też razem - zbierali latem na wsi u przyjaciół.
- Oj dziadku, jak możesz! - Klara z dobrze udawanym oburzeniem pogroziła mu palcem - przecież w kinie nie wolno rozmawiać, a my z Elwirą jesteśmy dobrze wychowane.
Pan Władek serdecznie się roześmiał. Lubił się przekomarzać z wnuczką i wiedział, że Klara też uwielbia te jego słowne zaczepki. To były bardzo miłe chwile i dostarczały mu potem wielu cennych wspomnień, kiedy czasem czarne myśli, niczym banda łobuzów, nie dawały mu żyć. Ratował się wtedy wspomnieniami i zawsze dbał o to, aby mu ich nie zabrakło. Czasem w jego głowie pojawiała się taka refleksja, że co by się nie działo, na szczęście jest Klara.
- To co, Klarciu, powiesz mi, o czym był film?
- A ty mi powiesz, dziadku, od kogo dostałeś kwiaty? – Klara wypatrzyła bukiet róż na zapleczu – czyżby jakaś bardzo wdzięczna klientka? – dziewczyna figlarnie zmrużyła oczy, wskazując na flakon stojący na komódce przy ścianie.
Pan Władek złapał się za głowę z dobrze udawanym oburzeniem:
- Jeszcze tego brakowało, żeby kobieta przynosiła mi białe róże. Przecież to nie do pomyślenia, nie uważasz? – spojrzał na Klarę pytająco, wyraźnie czekając na odpowiedź.
Klara westchnęła.
- Dziadku, przecież ty się znasz na żartach, zapomniałeś? – spytała. – Powiesz mi, od kogo te kwiaty, czy mam zgadywać?
- Powiem, pewnie że powiem. I powiem ci, kochanie, że jakbym ci nie powiedział, to nigdy byś nie zgadła – pan Władek świetnie się bawił podczas tej rozmowy. Wiedział, że Klarę zjada ciekawość, ale postanowił jeszcze troszeczkę ją potrzymać w niepewności. Odwrócił się na pięcie i z tajemniczym uśmiechem wszedł na zaplecze, zostawiając osłupiałą Klarę na środku sklepu, przed drewnianym, solidnym kontuarem, który od tylu lat służył za ladę, że sam pan Władek nie pamiętał dokładnie, kiedy ją kupił.
- Dziadku! – Klara natychmiast ruszyła za mężczyzną, zdejmując po drodze czapkę i i kładąc ją na oparciu dziadkowego fotela. – Dziadku, od kogo?
- Przede wszystkim, moja panno – zaczął uroczyście pan Władek, z trudem utrzymując powagę – te kwiaty są dla ciebie, nie dla mnie. Nic nie mów! – wtrącił widząc, że Klara już otwiera usta – najpierw wysłuchaj. Te kwiaty przyniósł wczoraj jakiś młody mężczyzna. Prosił, aby ci przekazać od wdzięcznego klienta. Nie wiem, co tu się działo, jak mnie nie było, ale jeśli jeszcze raz coś podobnego będzie miało miejsce, to… - pan Władek zawiesił głos i, udając surowego, spojrzał na nic nie rozumiejącą wnuczkę, a potem dokończył, już z uśmiechem – to cały sklep przepiszę na ciebie, bo widzę, że świetnie sobie radzisz.
- Dziadku, co ty mówisz? Poważnie? Dla mnie? Ale od kogo? Przecież ja nic takiego nie ten… - zaczęła Klara i poczuła, że się czerwieni.
- Żadnej innej dziewczyny tutaj nie zatrudniam, więc na pewno chodziło o ciebie – uśmiechnął się pan Władek- ten chłopak powiedział, że kupił młynek do kawy, ale że go chyba tutaj zostawił, bo nigdzie go nie ma.
Klara bez słowa sięgnęła do torby, którą wciąż miała przewieszoną przez ramię i wyjęła z niej zawiniątko przewiązane sznurkiem. Spojrzała na dziadka:
- To jak chciał kupić, to czemu zostawił na schodach? – spytała, rumieniąc się jeszcze bardziej.
Za ich plecami skrzypnęły drzwi. Pan Władek zerknął w ich stronę i zanim zabrzmiało: „Dzień dobry”, powiedział do Klary:
- Zdaje się, że sama go możesz o to zapytać…



środa, 7 marca 2018

Klara (IV)



***

Dzień podobny do dnia. Zawsze taki sam, niczym się nie wyróżniający.

Spotkał ją przypadkiem. Tam, z boku wieży zegarowej na rynku. Była taka smutna i tak strasznie sama. Siedziała na ostatnim stopniu schodów do Ratusza, wciśnięta prawie w kamienną poręcz. Wpatrzona w ekran swojej komórki, machinalnie przesuwała palcem obrazy i treści. Nie wiedział, czy czytała. Chyba nie. Nie wiedział też,  czemu do  niej zagadał. Wcale mu się nie podobała. Była szara i nijaka.

Kiedy zaczęli rozmawiać, czas przyspieszył i zbyt prędko nadeszła noc. W mroku jej oczy błyszczały. Coś w nim pękło. 




Drzwi wejściowe zaskrzypiały w momencie, kiedy pan Władek wstawiał wodę na herbatę. Poranki były chłodne, a tego dnia Klara przychodziła później, więc musiał sobie poradzić sam.

- Dzień dobry! – stojący za ladą chłopak wyglądał na jakieś 20 lat. Był wysokim, szczupłym młodym mężczyzną z wyraźnie widocznym, ciemnym zarostem. Uśmiechał się niepewnie, jakby zabłądził.

- Witam pana! – Pan Władek uścisnął przybyłemu rękę - Mogę w czymś panu pomóc?

- No właśnie nie wiem – młody chłopak zawahał się. – Szukam takiej dziewczyny… ona tu była wczoraj, sprzedała mi młynek do kawy… i ja go zostawiłem chyba, i przyszedłem zapytać…

- Klary pan szuka? – Pan Władek zsunął okulary na czubek nosa i uważnie spojrzał na Kubę, który wyglądał na mocno przejętego i niepewnego.

- No nie wiem, nie wiem jak miała na imię – Kuba próbował odzyskać rezon – ale jeśli ona tu sprzedaje, to tak, właśnie jej szukam.

Pan Władek spostrzegł bukiet białych róż za plecami chłopaka.

- A te kwiaty to dla niej? – spytał z uśmiechem – tak bardzo zmartwiłeś się tym młynkiem?

Kuba nie odpowiedział od razu. Popatrzył na czubki swoich butów, potem na zegar nad kontuarem. Wyciągnął zza pleców bukiet róż i dopiero spojrzał na swojego rozmówcę.

- To nie przez młynek. A kwiaty… tak, są dla niej.

Pan Władek podszedł bliżej do chłopca i położył mu rękę na ramieniu.

- Kwiaty zostaw. Przekażę. A młynka tutaj nie ma. Przykro mi, ale w tej sprawie ci nie pomogę.

- Szkoda. Długo go szukałem, to miał być prezent dla taty – Kuba nie wyglądał na zmartwionego mimo słów, jakie wypowiadał – a kwiaty wolałbym dać sam, ale skoro Klary nie ma… - zawahał się – mógłby pan jej przekazać, że to od wdzięcznego klienta?

Pan Władek uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Załatwione. Klara bardzo lubi róże. Białe i herbaciane – porozumiewawczo mrugnął okiem i wyciągnął rękę po bukiet – trzeba je wstawić do wody.

Kuba oddał kwiaty i odetchnął z ulgą. Teraz trzeba iść szukać kolejnego młynka do kawy. Już powiedział ojcu, że ma dla niego prezent, więc nie było wyjścia.

Pożegnał się z panem Władysławem i skinął głową.

Wiedział, że na pewno tu wróci. Ale nie miał odwagi zapytać, kiedy Klara będzie w pracy. Będzie zaglądał. Kiedyś trafi.




poniedziałek, 5 marca 2018

Klara (III)

***
Wieczory na Starówce były urokliwe. Słońce długo nie chciało zachodzić, patrząc z zazdrością na młodych, którzy spędzają swój wolny czas tam, gdzie tętniło życie i gdzie biło serce miasta. Ludzie byli uśmiechnięci, radośni, rozmawiali ze sobą, czytali książki. Było po prostu pięknie. Tylko ten jeden zakątek rynku, tuż za wieżą z zegarem, był dla słońca niedostępny. Strzeżony uparcie przez wysokie mury sąsiednich kamienic, które nigdy nie dopuszczały tam słonecznych promieni. Tam zawsze było zimno.



Klara przyspieszyła kroku. Już była spóźniona, a miała do pokonania jeszcze kilka przecznic i duży park. Dzisiejsza wizyta w sklepiku tego, jak sama określiła, dziwnego człowieka, zabrała jej pewność siebie. Był intrygujący i nawet nieco zabawny, ale nie umiała nazwać emocji, jakie w niej obudził.
Próbowała odsunąć te myśli. Jeszcze jeden, trochę dziwny może, ale – klient. Nie będzie się nim przejmować. Odkąd pomaga dziadkowi w tym sklepiku, czasem zdarzały się niezwykłe spotkania. Miejsce nie było zwyczajne, więc i kupujący zwykli nie byli. Dziadek mawiał, że starocie mają duszę a ci, którzy ich szukają, potrafią tą duszę zobaczyć i odnaleźć.
Kochała dziadka i bardzo lubiła te jego opowieści. Najbardziej ze wszystkich pamiętała historię o marynarzu, którzy przyszedł do nich poszukując swojej fajki. Klary wtedy nie było, ale dziadek tak zachęcał i zachwalał towar, że zamiast z jedną, ów człowiek ostatecznie wyszedł z trzema. A potem przysłał kartkę z rejsu z podziękowaniem i pozdrowieniami „dla tych, co na lądzie”. Nieco dziwny, ale przemiły człowiek.
- No, wreszcie jesteś – Elwira zerwała się z ławki na równe nogi – nie mogłaś wcześniej wyjść z pracy?
- Przepraszam – Klara przytuliła przyjaciółkę – nie chciałam zostawiać dziadka samego ze wszystkim. Chciałam pomóc tyle, ile tyle mogę.
Elwira machnęła ręką.
- Wiem przecież. Tak tylko zagajam – żartobliwie przymrużyła oko – przecież wiem, że dziadek to jedyny mężczyzna w twoim życiu.
Klara się zarumieniła. Nie odpowiedziała na tą zaczepkę, ale zastanowiło ją, dlaczego jej myśli znów pobiegły w stronę tego dziwnego chłopaka, który dziś szukał u dziadka w sklepiku ręcznego młynka do kawy. I nie miała pojęcia, dlaczego ten młynek znalazła potem na schodkach sklepu.

niedziela, 4 marca 2018

Klara (II)

***

Tamtego dnia miało nie być w kalendarzu. Miał być inny. Pod tą samą datą, może nawet w tym samym miejscu, ale – na pewno nie miało się nic wydarzyć. Marzec  miał być wiosenny i spokojny, ziemia miała powoli odkrywać swoją siłę, pokazując, powoli i nie od razu, życie, jakie w ciągu zimy ukołysała mrozem i śniegiem, a teraz wracała je do życia słońcem delikatnym, przyjemnym deszczem; drzewa miały zielenieć, trawa miała rosnąć z początku powoli i nieśmiało, a potem – jak na wyścigi; ptaki miały śpiewać od świtu do zmierzchu, nie dając się skupić na niczym, bo chciałby się tylko słuchać i słuchać.

Zamiast tego nie było nic. Pustka, której nie można było dotknąć, a mimo to była niemal widoczna i osaczała ze wszystkich stron…


- Dziadku, ja już pójdę, dobrze? Poradzisz sobie z rozliczeniem kasy? – Klara skończyła zmywać podłogę i z takim pytaniem zajrzała na zaplecze, gdzie starszy mężczyzna siedział nad fakturami.

- Dobrze, dobrze, pewnie, leć już. Ze wszystkim sobie poradzę – pan Władek uśmiechnął się do swojej ukochanej, jedynej wnuczki.

To było dobre dziecko. Od kilku lat pomagała mu w sklepiku i nigdy nie zdarzyło się, aby nie przyszła, kiedy ją o to poprosił. Zawsze gotowa, chętna, pomocna. A przy tym klienci ją lubili, bo była miła i umiała doradzić, nie tak, jak tamten, pożal się Boże, praktykant, który nie odróżniał kolorów. Wytrzymał z nim do końca umowy o praktykę, ale o dalszej współpracy słyszeć nie chciał. Odmówił grzecznie, ale stanowczo.

Sam był coraz starszy. Nie zawsze też zdrowie mu dopisywało tak, jak by sobie tego życzył. Klara była dla niego ogromnym wsparciem i nawet skrycie marzył, że kiedyś przejmie po nim ten sklepik. Nie było z niego kokosów, ale też on nie był łasy na pieniądze. Ot, tylko tyle, żeby uczciwie żyć, mieć z czego opłacić rachunki i od czasu do czasu móc odłożyć kilka złotych na rachunek oszczędnościowy.

Pan Władek był prostym człowiekiem. Od pięciu lat mieszkał w kamienicy razem z rodziną swojej córki. Kiedy zmarła Aniela, jego żona, nie chciał mieszkać sam. Wszystko tam przypominało mu wspólne lata z tą, której już nigdy miał nie zobaczyć. Nie radził sobie z samotnością, z tą dzwoniącą w uszach ciszą, z tym wszędobylskim, wydawałoby się, ironicznym chichotem losu. Życie nigdy pana Władka nie oszczędzało, a śmierć jego żony była tą kroplą, która przelała czarę goryczy. Wtedy, po pogrzebie, gdyby nie Klara – pan Władek nie miał dokąd iść. Miał dom, do którego nie chciał wracać. Klara to widziała. Bez słowa wzięła go za rękę i zaprowadziła do samochodu, którym pojechali razem do jego mieszkania Wzięli trochę rzeczy i po prostu – zabrali dziadka do siebie. Bardzo był im za to wdzięczny. Myślał nawet, że może pomieszka u nich trochę i wróci, ale było im dobrze razem, a Klara uprosiła go, aby z nimi został. Małgorzata i Michał, rodzice Klary, nie mieli nic przeciwko. Więc został. Sam nie wiedział, dlaczego. Ale tych pięć lat upłynęło nie wiadomo kiedy i jakoś nikomu nie przychodziło do głowy, że może być inaczej.

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...