sobota, 30 marca 2019

Wędrowny Anioł (XIV)




- Upadłych było mniej.
Spojrzałam zdziwiona. Wędrowny patrzył w niebo, a jego usta poruszały się w ledwo widocznej, niemej modlitwie. Powoli odwrócił do mnie głowę.
- Dużo więcej walczy z tobą, jeśli tego chcesz, niż próbuje ci przeszkodzić. Jestem tego pewien.
Od jakiegoś czasu milczał. Kilka razy próbowałam zachęcić go do rozmowy, gestem, słowem, spojrzeniem. Milczał i patrzył w niebo. Chmury były dla niego nieustannym źródłem inspiracji i zachwytu. Wpatrywał się w górę tak intensywnie, jakby prowadził dialog z czymś niewidzialnym, zawieszonym nad domem, przez okno którego wyglądał. Kiedy było ciepło, czasem znajdowałam Go na balkonie, opartego o zakurzoną balustradę, z oczami utkwionymi w błękit nieboskłonu.


To jedno zdanie, które powiedział, przypomniało mi o moich rozterkach, jakie od jakiegoś czasu zaprzątały mój umysł. Skąd wiedział?
Odnosiłam wrażenie, że słyszał każdą moją myśl i czuł każde drgnienie serca, gotowy na każde moje zawołanie, choć doskonale odróżniał wołanie o pomoc od zwykłej zachcianki. Zawsze reagował. Nigdy nie pozostawał bierny. Ale czasem kazał czekać. Tyle, ile było trzeba i ani chwili dłużej. Nigdy nie zawodził. Uczył, jak mądrze czekać.


Pokazywał, że za każdym wzniesieniem jest dolina, a za każdym lasem - polana, na której można odpocząć, wypić łyk wody i odszukać w sobie wolę walki i wytrwania, która przed trudy wędrówki mogła się nieco wystrzępić.
- Upadłych było mniej - powtórzył, a dźwięk jego słów wzbił się w powietrze niczym złocące się w słońcu drobinki kurzu - pamiętaj o tym. Zawsze jesteś w dobrych rękach. Te ręce nigdy nie dopuszczą, żeby stało Ci się coś złego. Tylko módl się i ufaj.


wtorek, 26 marca 2019

Wędrowny Anioł (XIII)

- Lubię wracać.
To jedno krótkie zdanie spowodowało, że spojrzałam na Niego z zainteresowaniem. Zauważył to. Uśmiechnął się z pobłażliwością, jak się uśmiecha na widok dziecka, które rozgląda się na wszystkie strony i zadaje mnóstwo pytań, nie czekając na odpowiedź.


- Wraca się tam, gdzie jest dobrze. I tam, gdzie jest dom, gdzie są bliscy. Tam, gdzie jest ciepło, nawet jak jest awaria ogrzewania - pozwolił sobie na delikatny żart.

Ostatnio taki był.
Częściej się uśmiechał, czasem powiedział jakiś subtelny żart, od którego robiło się jeszcze sympatyczniej, choć sama jego obecność zawsze była odświętna i radosna.
Częściej też się odzywał, ale zawsze nigdy nie pozwalał, aby zbyt wiele słów przesłoniło to, co można było dostrzec i zauważyć tylko w ciszy.






Lekko i delikatnie zatoczył dookoła dłonią.
- Zobacz. Wiosna przychodzi powoli i bez fajerwerków, ale przychodzi. Krokusy, śnieg już tylko w wyższych partiach gór. Czujesz ten zapach?
W powietrzu było coś takiego, czego nie umiałam nazwać. Jak jakaś tajemnica, nieznana ale budząca ciekawość i intrygująca. 

Wędrowny dotknął mojego ramienia i wzrokiem wskazał, gdzie należy spojrzeć. Na niebie rysowało się kilka białych ścieżek przelatujących samolotów. Dwie z nich zbliżały się do siebie, ale ostatecznie się nie spotkały i każda z nich zostawiała swój ślad, jedna niżej, droga wyżej.



- Zobacz. Nie zawsze spotkania w pół drogi wychodzą nam na dobre. Czasem trzeba ustąpić i zejść ze ścieżki, którą wędruje ktoś inny. 
Oboje w milczeniu obserwowaliśmy niebo, naznaczone śladami ścieżek i dróg, które na szczęście się nie spotkały. Kiedy nasyciliśmy nasze oczy, Wędrowny powtórzył:
- Lubię wracać. Powroty są potrzebne, żeby docenić to, czego na co dzień się nie dostrzega.







środa, 13 marca 2019

Wytrzymać


A co zrobić, jak ktoś łamie dane słowo i obietnicę, i nic sobie nie robi z zamieszania, jakie swoją niefrasobliwością spowodował?
Co można, kiedy nagle się okazuje, że wszystko było już ułożone, umówione, pewne i oswojone, a potem w mgnieniu oka staje się obce, nieswoje, niepewne i niemożliwe, i nieosiągalne?


Co wtedy wolno? Co wypada? Co będzie na miejscu?
Tamten plan nie miał słabych stron. Był mocny, konkretny, mądry i solidny. Wszystko musiało się udać. Każdy był odpowiedzialny za jakiś mały urywek, które zebrane w jedno tworzyły nierozerwalną całość. To nie mogło się nie udać.


A jednak.
Jeden człowiek. Jeden mały element. Jedno małe zawahanie. Jedna chwila.
I już.
Złościć się? Płakać i krzyczeć? Tupać ze złości?

Wszystko na nic.
Zacisnąć zęby.
Wytrzymać.
Zacisnąć kciuki. Na różańcu.



niedziela, 10 marca 2019

Wędrowny Anioł (XII)

- Zobacz, ciepło się robi. Chyba idzie wiosna, jak myślisz? - mój Wędrowny jak zwykle nie bawił się we wstępy i budowanie napięcia. Mówił lekko i swobodnie, jakby chciał słowami rozjaśnić nieco zaciągnięte chmurami niebo i zachęcić słońce, aby wyjrzało i choć przez chwilę ogrzało jeszcze zziębniętą ziemię.




Nie odrywał wzroku od nieba, oczekując na promienie niosące ciepło i światło, ale jednocześnie rozglądał się po całej, widocznej z okna mojego pokoju, okolicy. Zapatrzenie Wędrownego Anioła było jak magnes, który przyciąga, i jak lustro, w którym odbija się tylko to, co dobre i piękne. 
Mimo zachmurzonego nieba było naprawdę pięknie. Wiatr muskał gałązki drzew, które odwdzięczały się za tą pieszczotę tańcem mieniących się wszystkimi kolorami tęczy kropelek deszczu, który dopiero co przestał padać.



W ogródku u sąsiadki widać było już kwitnące krokusy, które przekornie wychyliły żółte kwiatki, ciekawie rozglądając się wokół, nie zwracając na śnieg, który - kusą już nieco sukienką - próbował je przykryć i schować przed oczyma tych, którzy coraz niecierpliwiej wypatrywali wiosny i coraz bardziej tęsknili za wszechobecną zielenią.



Na drzewach nieśmiało zaczęły się pojawiać pierwsze pączki listków, na widok których Wędrowny uśmiechnął się szeroko, a jego usta poruszyły się bezgłośnie, szepcząc niesłyszalną ludzkim uchem modlitwę. 
Dziękował za życie, za wiosnę, za piękno, a słońce, którego promienie prześwitywały przez gałęzie drzew, dołączyło do tego dziękczynienia, poruszając tym całe niebo.




Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...