- Upadłych było mniej.
Spojrzałam zdziwiona. Wędrowny patrzył w niebo, a jego usta
poruszały się w ledwo widocznej, niemej modlitwie. Powoli odwrócił do mnie
głowę.
- Dużo więcej walczy z tobą, jeśli tego chcesz, niż próbuje
ci przeszkodzić. Jestem tego pewien.
Od jakiegoś czasu milczał. Kilka razy próbowałam zachęcić go
do rozmowy, gestem, słowem, spojrzeniem. Milczał i patrzył w niebo. Chmury były
dla niego nieustannym źródłem inspiracji i zachwytu. Wpatrywał się w górę tak
intensywnie, jakby prowadził dialog z czymś niewidzialnym, zawieszonym nad
domem, przez okno którego wyglądał. Kiedy było ciepło, czasem znajdowałam Go na
balkonie, opartego o zakurzoną balustradę, z oczami utkwionymi w błękit
nieboskłonu.
To jedno zdanie, które powiedział, przypomniało mi o moich
rozterkach, jakie od jakiegoś czasu zaprzątały mój umysł. Skąd wiedział?
Odnosiłam wrażenie, że słyszał każdą moją myśl i czuł każde drgnienie serca, gotowy na każde moje zawołanie, choć doskonale odróżniał wołanie o pomoc od zwykłej zachcianki. Zawsze reagował. Nigdy nie pozostawał bierny. Ale czasem kazał czekać. Tyle, ile było trzeba i ani chwili dłużej. Nigdy nie zawodził. Uczył, jak mądrze czekać.
- Upadłych było mniej - powtórzył, a dźwięk jego słów wzbił się w powietrze niczym złocące się w słońcu drobinki kurzu - pamiętaj o tym. Zawsze jesteś w dobrych rękach. Te ręce nigdy nie dopuszczą, żeby stało Ci się coś złego. Tylko módl się i ufaj.