Wiecie, że idą Święta Bożego Narodzenia?
Nie takie zwyczajne jak czyjeś imieniny czy jakaś rocznica.
Boże Narodzenie!
Pamiątka Narodzenia Boga.
Zdajemy sobie z tego sprawę?
Dla mnie w tym roku jest zupełnie inaczej. Tak bardzo inaczej, jak nigdy wcześniej, choć takich samych świąt nie było nigdy.
Pierwsze w życiu pierniczki.
Prosty przepis, niby nic takiego, ale emocje... i moja Mama, która zdobiła wycięte już ciasteczka i układała na blachę.
I potem delikatnie tylko włożyć do pudełka, żeby się nie pokruszyły i żeby wytrzymały do świąt.
Pierwsza w życiu szarlotka.
I znów - niby takie nic, ale okienko piekarnika przez dobre 40 minut robiło za telewizor, bo - czy urośnie? nie przypali się? Mama układała ósemki jabłek na tym cieście jak relikwie niemalże, delikatnie, ostrożnie i równiutko. Udał się:)
Pierwsza w życiu pieczeń, taka prawdziwa, z marynatą, z ziołami, a nie z gotową mieszanką. Będzie można i na ciepło, i na zimno. To też było wyzwanie.
Choinka. Mała, taka stojąca na stole. Będziemy ubierać dzień przed Wigilią. Jak prawie zawsze. Choć tym razem będziemy tylko we dwie.
I chociaż... śledzie już "się robią", żeby zdążyły, jak to się u nas mówi, "przesmaczyć", czyli przejść smakiem i aromatem czosnku, cebulki, przypraw i oleju...
I choć jak zawsze będzie też barszcz czerwony i uszka z kapustą i grzybami, będzie ryba smażona (mój tajemny przepis)... to te święta jednak będą inne.
Ja jestem inna. Nie chodzi o to, że jestem rok starsza. Że skończyłam kurs, że wzięłam w czymś udział.
Chodzi o to, że SKOŃCZYŁAM. I że WZIĘŁAM. I że ZDAŁAM egzamin.
Zaczęłam kończyć to, co zaczęłam.
I poczułam, że to, co robię, ma sens. Że coraz częściej jestem w miejscach, w których powinnam być, i robię to, co powinnam w tym momencie robić.
Że każdy dzień, jaki jest mi dane przeżyć, jest wyjątkowy, bo każdy jest tylko jeden. I każdy jest taki, jakim ja go uczynię. Że sporo naprawdę zależy ode mnie i bardzo dużo rzeczy leży w moich możliwościach.
Nie wszystko. Ale jednak wcale nie mało.
Wystarczy, żeby codzienność uczynić świąteczną.
(tekst dedykuję tym, dzięki którym odważyłam się otworzyć oczy i dzięki którym - odważam się patrzeć dalej niż na czubki moich butów)
Nie takie zwyczajne jak czyjeś imieniny czy jakaś rocznica.
Boże Narodzenie!
Pamiątka Narodzenia Boga.
Zdajemy sobie z tego sprawę?
Dla mnie w tym roku jest zupełnie inaczej. Tak bardzo inaczej, jak nigdy wcześniej, choć takich samych świąt nie było nigdy.
Pierwsze w życiu pierniczki.
Prosty przepis, niby nic takiego, ale emocje... i moja Mama, która zdobiła wycięte już ciasteczka i układała na blachę.
I potem delikatnie tylko włożyć do pudełka, żeby się nie pokruszyły i żeby wytrzymały do świąt.
Pierwsza w życiu szarlotka.
I znów - niby takie nic, ale okienko piekarnika przez dobre 40 minut robiło za telewizor, bo - czy urośnie? nie przypali się? Mama układała ósemki jabłek na tym cieście jak relikwie niemalże, delikatnie, ostrożnie i równiutko. Udał się:)
Pierwsza w życiu pieczeń, taka prawdziwa, z marynatą, z ziołami, a nie z gotową mieszanką. Będzie można i na ciepło, i na zimno. To też było wyzwanie.
Choinka. Mała, taka stojąca na stole. Będziemy ubierać dzień przed Wigilią. Jak prawie zawsze. Choć tym razem będziemy tylko we dwie.
I chociaż... śledzie już "się robią", żeby zdążyły, jak to się u nas mówi, "przesmaczyć", czyli przejść smakiem i aromatem czosnku, cebulki, przypraw i oleju...
I choć jak zawsze będzie też barszcz czerwony i uszka z kapustą i grzybami, będzie ryba smażona (mój tajemny przepis)... to te święta jednak będą inne.
Ja jestem inna. Nie chodzi o to, że jestem rok starsza. Że skończyłam kurs, że wzięłam w czymś udział.
Chodzi o to, że SKOŃCZYŁAM. I że WZIĘŁAM. I że ZDAŁAM egzamin.
Zaczęłam kończyć to, co zaczęłam.
I poczułam, że to, co robię, ma sens. Że coraz częściej jestem w miejscach, w których powinnam być, i robię to, co powinnam w tym momencie robić.
Że każdy dzień, jaki jest mi dane przeżyć, jest wyjątkowy, bo każdy jest tylko jeden. I każdy jest taki, jakim ja go uczynię. Że sporo naprawdę zależy ode mnie i bardzo dużo rzeczy leży w moich możliwościach.
Nie wszystko. Ale jednak wcale nie mało.
Wystarczy, żeby codzienność uczynić świąteczną.
(tekst dedykuję tym, dzięki którym odważyłam się otworzyć oczy i dzięki którym - odważam się patrzeć dalej niż na czubki moich butów)