„Dobrze,
pójdę. Żeby nie było, że nie interesuję się własnym synem. Pójdę i pożyczę mu
tę książkę, i przyniosę do domu. Żeby nie było. Nie chce mu się samemu, woli
siedzieć w telefonie, smarkacz jeden. Już ja go przypilnuję, żeby przeczytał.
Od deski do deski!
Kluczyki.
Aktówka.
Co
za bałwan tak parkuje! Pewnie baba, trzy miejsca parkingowe zajęte. A policja
jak zwykle nic nie robi. Zapłaciłaby jedna z drugą za złe parkowanie to by się
może oduczyła. Chociaż nie wiadomo, baby są nienauczalne.”
-
O dzień dobry, panie prezesie, jak miło pana widzieć.
„Że
też musiał się napatoczyć ten dureń. Więcej szczęścia niż rozumu. Kupił sobie
stołek, pacan jeden.”
-
Tak, tak oczywiście, za chwilę będę w firmie. Naturalnie, natychmiast przyniosę
ten raport, jak tylko przyjadę. Gdzie jadę? A wie pan, po drodze chciałem coś
pilnego załatwić. No oczywiście, że się nie spóźnię. Będę punktualnie, na
pewno.
„Co
on mnie tak wypytuje? Lepiej by się zajął swoimi sprawami.
To
ja powinienem być na jego miejscu. Miałem dostać ten awans już wcześniej. Ten
przeklęty kontrakt wszystko pokrzyżował. Ale ja jeszcze im wszystkim pokażę,
kto jest najlepszy.”
-
Dzień dobry, nazywam się Antoni Gładosz. Jestem prezesem w firmie marketingowej
Acapulco i, niestety, ojcem mojego syna. No oczywiście, że jestem dumny, tak
tylko mi się powiedziało. Co to ja chciałem… acha. Wie pani, syn potrzebuje
książki do szkoły. Nie wiem, jakiej. Nie mówił. Jakaś lektura. No do ósmej. U
nas w mieście. A to pani nie wie, jak lektury po kolei tam czytają? A kto ma
wiedzieć. A co za różnica, jaka biblioteka. Każda jest taka sama.
Dobrze,
napiszę do niego.
„No
ale granda. Co one robią w tej bibliotece, pewnie piją kawę i czytają książki.
Żeby nie wiedzieć, co jest potrzebne dzieciakom do szkoły. Bezczelność.”
-Synek,
co to za książka do szkoły, co ci potrzeba. W bibliotece pytają. Nie mów do
ojca po imieniu! Już ja z tobą porozmawiam, jak wrócę do domu. Jak to nie
mówisz. Napisałeś właśnie. A, to tytuł.. dobra, już nie pyskuj. Niewinny na
pewno nie jesteś.
-
Syn napisał, że książka nosi tytuł „Antek”. Jaka nowela? Książka ma być. A, tak
się nazywa. Dobra, to wezmę. Na długo to można pożyczyć? Na miesiąc tych kilka
kartek? A jak przeczyta wcześniej, to musi czekać ten miesiąc? Może przynieść…
Tyle dobrego.
Dobrze.
Do widzenia. Miłej pracy życzę.
„Dopiero
dzień się zaczął, a ja już jestem zmęczony. To ja mam tłumaczyć tej kobiecie za
ladą, co mój syn w szkole czyta? Toż ona to powinna wiedzieć. Nie liczą się w
tym mieście z człowiekiem, oj nie liczą. Może czas na zmiany? Trzeba pomyśleć,
może to dobry pomysł. Mój, więc na pewno dobry. Ma się tę intuicję. Znowu jakaś
baba zostawiła samochód? I jak ja mam wyjechać z tego parkingu? Co za bajzel…”