sobota, 30 maja 2020

Nic się nie zmieniło.



Naszym największym życzeniem jest, żeby pandemia jak najszybciej przeszła do zamierzchłej historii. I o ile historia w tym wypadku jest sprawą naturalną, o tyle „zamierzchłość” już taka naturalna nie jest.

„Polacy otwierają serca!”

„Tragedia nas jednoczy”

„Jesteśmy bezinteresowni”

To tylko niektóre z nagłówków, jakie można było przeczytać w codziennej prasie. Serce rośnie. Wyrazy wsparcia, więcej empatii i zrozumienia, pomoc w robieniu zakupów… to wszystko napawa optymizmem. I to dobrze, że tak jest. Ale kiedyś mija pierwszy szok i zaczyna wracać w miarę normalne życie…

Zaczyna się od hejtu na lekarzy. I życzliwych podpowiedzi, żeby na czas zagrożenia … wyprowadzili się ze swoich mieszkań i nie narażali sąsiadów i znajomych z bloku i osiedla.

Co potem?

Lublin, autobus miejski.

Na drzwiach kartka informująca o limicie osób, jaki może jednocześnie przebywać w pojeździe. W środku – miejsca siedzące zajęte, kilkanaście osób stoi. Niemal każdy albo patrzy na swój telefon, albo przez niego rozmawia.

„Wszystko przez niego” – słyszę gdzieś zza pleców „ja go dorwę, nie będzie litości”. Zerkam. Młoda, zadbana kobieta, przytulająca małego, może pięcioletniego synka w maseczce. I stek przekleństw, które niczym nieskrępowane panoszą się w całym autobusie, bo pani rozmawia bardzo swobodnie i głośno.

Ten sam autobus. Żółto-czarna taśma „oddzielająca” pierwszy rząd miejsc do siedzenia od reszty autobusu. I wciąż te same podziały wśród ludzi. Lepsi-gorsi, my-oni. I jeszcze, i znowu…

Nic się nie zmieniło.

Ludzie wciąż nienawidzą, wciąż rzucają oskarżenia, wciąż walczą na śmierć i życie. „Dla dziecka”, „o lepsze jutro”, „bo zmarnowałeś mi 5 lat życia”.

Są też ludzie dobrzy, mądrzy, otwarci i wrażliwi. I pewnie jest ich całkiem sporo. Tylko ciągle szkoda, że ta proporcja od wieków pozostaje niezmienna i że żadna tragedia, żadna próba i żaden chichot losu nie są w stanie tych proporcji znacząco zmienić na plus dla tych drugich.

(Napisałam, że Lublin. W tym akurat przypadku nazwa miasta ma znaczenie drugorzędne. Gdzie indziej mogłoby być bardzo podobnie.)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...