sobota, 30 grudnia 2017

Wczoraj


Wracałam późnym wieczorem, odmawiając różaniec. Tak, jak nigdy - szeptem.
"Pater noster, qui es in caelis..." mieszało się z odgłosami ulicy i życiem późnowieczornego miasta. "Ave Maria, gratia plena...", przeplatane piskiem opon samochodów, które pędziły jak szalone mimo ograniczenia prędkości, mimo niesprzyjających warunków, brzmiało mi samej jak modlitwa o opamiętanie, o nawrócenie, o rozwagę.
 
Przyszło mi do głowy, że zbyt łatwo zostaje się bohaterem, kiedy nie trzeba stawać twarzą w twarz z wyzwaniem, kiedy nie trzeba niczego brać "na klatę" i za nic być odpowiedzialnym. "Mówię ci, jechałem chyba ze 180 po mieście". Tylko - czy to jest powód do chełpienia się?

Bóg, który dał nam życie, pewnie wczoraj - nie po raz pierwszy - załamał ręce. "Nie tak was uczyłem" mógłby powiedzieć, "nie tak mieliście postępować". Nikomu nic się nie stało, więc o co ta awantura?
Bo kiedyś komuś coś się stało. Ktoś kiedyś stracił życie. Ktoś kiedyś stracił zdrowie. Ktoś od któregoś dnia jeździ na wózku abo jest przykuty do łóżka.

Ktoś, ale nie ja! Trzeba koniecznie tej kropli, która przeleje czarę?

U progu Nowego Roku - może trzeba zacząć patrzeć dalej, niż własny czubek własnego nosa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...