sobota, 22 grudnia 2018

Świąteczna codzienność

Wiecie, że idą Święta Bożego Narodzenia?
Nie takie zwyczajne jak czyjeś imieniny czy jakaś rocznica.
Boże Narodzenie! 
Pamiątka Narodzenia Boga.
Zdajemy sobie z tego sprawę?

Dla mnie w tym roku jest zupełnie inaczej. Tak bardzo inaczej, jak nigdy wcześniej, choć takich samych świąt nie było nigdy.

Pierwsze w życiu pierniczki.




Prosty przepis, niby nic takiego, ale emocje... i moja Mama, która zdobiła wycięte już ciasteczka i układała na blachę.
I potem delikatnie tylko włożyć do pudełka, żeby się nie pokruszyły i żeby wytrzymały do świąt. 

Pierwsza w życiu szarlotka. 
I znów - niby takie nic, ale okienko piekarnika przez dobre 40 minut robiło za telewizor, bo - czy urośnie? nie przypali się? Mama układała ósemki jabłek na tym cieście jak relikwie niemalże, delikatnie, ostrożnie i równiutko. Udał się:)




Pierwsza w życiu pieczeń, taka prawdziwa, z marynatą, z ziołami, a nie z gotową mieszanką. Będzie można i na ciepło, i na zimno. To też było wyzwanie.

Choinka. Mała, taka stojąca na stole. Będziemy ubierać dzień przed Wigilią. Jak prawie zawsze. Choć tym razem będziemy tylko we dwie. 



I chociaż... śledzie już "się robią", żeby zdążyły, jak to się u nas mówi, "przesmaczyć", czyli przejść smakiem i aromatem czosnku, cebulki, przypraw i oleju...
I choć jak zawsze będzie też barszcz czerwony i uszka z kapustą i grzybami, będzie ryba smażona (mój tajemny przepis)... to te święta jednak będą inne.

Ja jestem inna. Nie chodzi o to, że jestem rok starsza. Że skończyłam kurs, że wzięłam w czymś udział.
Chodzi o to, że SKOŃCZYŁAM. I że WZIĘŁAM. I że ZDAŁAM egzamin.
Zaczęłam kończyć to, co zaczęłam.
I poczułam, że to, co robię, ma sens. Że coraz częściej jestem w miejscach, w których powinnam być, i robię to, co powinnam w tym momencie robić.
Że każdy dzień, jaki jest mi dane przeżyć, jest wyjątkowy, bo każdy jest tylko jeden. I każdy jest taki, jakim ja go uczynię. Że sporo naprawdę zależy ode mnie i bardzo dużo rzeczy leży w moich możliwościach.
Nie wszystko. Ale jednak wcale nie mało. 
Wystarczy, żeby codzienność uczynić świąteczną.

(tekst dedykuję tym, dzięki którym odważyłam się otworzyć oczy i dzięki którym - odważam się patrzeć dalej niż na czubki moich butów)




2 komentarze:

  1. Pięknie napisane. Jakoś tak, nie wiadomo dlaczego mamy zakodowane, że odświętność ma być czymś niesamowitym...tymczasem wystarczą drobiazgi żeby ze zwyczajności uczynić święto. Wszystko zależy od nas samych, od naszego nastawienia...Niby takie oczywiste i takie proste a czasem tak trudne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna "świąteczna codzienność".

    OdpowiedzUsuń

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...