poniedziałek, 19 marca 2018

Klara (V)




Bał się poruszyć. Wszystko było takie mało rzeczywiste, że najmniejszy szelest mógł bezpowrotnie spłoszyć ciszę, która poprzedniego dnia tak ich otuliła. Bał się też otworzyć oczy, aby nie zamazać tego obrazu, jaki pod jego powiekami wymalowała noc. Opuszki jego palców wciąż grzały się w ciepłe jej dłoni, a na szyi wciąż czuł jej spokojny oddech. Chciał, żeby ta noc nie skończyła się nigdy.
***

- I jak tam, podobał się film? - usłyszała Klara, kiedy tylko otworzyła drzwi sklepiku - Czy jak zawsze nie pamiętasz, o czym był, bo cały seans przegadałaś?
Pan Władek wiedział, że tylko on może tak żartować. Klara go uwielbiała, zresztą wzajemnie, on za nią po prostu przepadał. Lubili swoje towarzystwo, mimo - jak czasem śmiała się Klara - poważnej różnicy wieku. Zawsze mieli o czym rozmawiać i właściwie nie mieli przed sobą tajemnic. Kiedyś celnie zauważył, że mógłby być najlepszą przyjaciółką swojej wnuczki, gdyby nie był jej dziadkiem. Długo się wtedy śmiali, a Klara powtarzała ten żart przy każdym rodzinnym spotkaniu. Pasowali do siebie. Zresztą, Anielę też Klara kochała. Zawsze po szkole wpadała do nich zrobić zakupy albo posiedzieć i wypić z nimi herbatkę z malin, które - też razem - zbierali latem na wsi u przyjaciół.
- Oj dziadku, jak możesz! - Klara z dobrze udawanym oburzeniem pogroziła mu palcem - przecież w kinie nie wolno rozmawiać, a my z Elwirą jesteśmy dobrze wychowane.
Pan Władek serdecznie się roześmiał. Lubił się przekomarzać z wnuczką i wiedział, że Klara też uwielbia te jego słowne zaczepki. To były bardzo miłe chwile i dostarczały mu potem wielu cennych wspomnień, kiedy czasem czarne myśli, niczym banda łobuzów, nie dawały mu żyć. Ratował się wtedy wspomnieniami i zawsze dbał o to, aby mu ich nie zabrakło. Czasem w jego głowie pojawiała się taka refleksja, że co by się nie działo, na szczęście jest Klara.
- To co, Klarciu, powiesz mi, o czym był film?
- A ty mi powiesz, dziadku, od kogo dostałeś kwiaty? – Klara wypatrzyła bukiet róż na zapleczu – czyżby jakaś bardzo wdzięczna klientka? – dziewczyna figlarnie zmrużyła oczy, wskazując na flakon stojący na komódce przy ścianie.
Pan Władek złapał się za głowę z dobrze udawanym oburzeniem:
- Jeszcze tego brakowało, żeby kobieta przynosiła mi białe róże. Przecież to nie do pomyślenia, nie uważasz? – spojrzał na Klarę pytająco, wyraźnie czekając na odpowiedź.
Klara westchnęła.
- Dziadku, przecież ty się znasz na żartach, zapomniałeś? – spytała. – Powiesz mi, od kogo te kwiaty, czy mam zgadywać?
- Powiem, pewnie że powiem. I powiem ci, kochanie, że jakbym ci nie powiedział, to nigdy byś nie zgadła – pan Władek świetnie się bawił podczas tej rozmowy. Wiedział, że Klarę zjada ciekawość, ale postanowił jeszcze troszeczkę ją potrzymać w niepewności. Odwrócił się na pięcie i z tajemniczym uśmiechem wszedł na zaplecze, zostawiając osłupiałą Klarę na środku sklepu, przed drewnianym, solidnym kontuarem, który od tylu lat służył za ladę, że sam pan Władek nie pamiętał dokładnie, kiedy ją kupił.
- Dziadku! – Klara natychmiast ruszyła za mężczyzną, zdejmując po drodze czapkę i i kładąc ją na oparciu dziadkowego fotela. – Dziadku, od kogo?
- Przede wszystkim, moja panno – zaczął uroczyście pan Władek, z trudem utrzymując powagę – te kwiaty są dla ciebie, nie dla mnie. Nic nie mów! – wtrącił widząc, że Klara już otwiera usta – najpierw wysłuchaj. Te kwiaty przyniósł wczoraj jakiś młody mężczyzna. Prosił, aby ci przekazać od wdzięcznego klienta. Nie wiem, co tu się działo, jak mnie nie było, ale jeśli jeszcze raz coś podobnego będzie miało miejsce, to… - pan Władek zawiesił głos i, udając surowego, spojrzał na nic nie rozumiejącą wnuczkę, a potem dokończył, już z uśmiechem – to cały sklep przepiszę na ciebie, bo widzę, że świetnie sobie radzisz.
- Dziadku, co ty mówisz? Poważnie? Dla mnie? Ale od kogo? Przecież ja nic takiego nie ten… - zaczęła Klara i poczuła, że się czerwieni.
- Żadnej innej dziewczyny tutaj nie zatrudniam, więc na pewno chodziło o ciebie – uśmiechnął się pan Władek- ten chłopak powiedział, że kupił młynek do kawy, ale że go chyba tutaj zostawił, bo nigdzie go nie ma.
Klara bez słowa sięgnęła do torby, którą wciąż miała przewieszoną przez ramię i wyjęła z niej zawiniątko przewiązane sznurkiem. Spojrzała na dziadka:
- To jak chciał kupić, to czemu zostawił na schodach? – spytała, rumieniąc się jeszcze bardziej.
Za ich plecami skrzypnęły drzwi. Pan Władek zerknął w ich stronę i zanim zabrzmiało: „Dzień dobry”, powiedział do Klary:
- Zdaje się, że sama go możesz o to zapytać…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...