***
Nigdy wcześniej z
nikim nie czuł się tak swobodnie. Śmiał się z własnych żartów, nie był
skrępowany czyjąś obecnością w zazwyczaj pustym jego mieszkaniu. Na palcach
jednej ręki mógłby policzyć dni, kiedy nie był sam. Nie robił takich rachunków,
bo nie chciał się przekonywać o tym, jak bardzo jest samotny. Myślał, że nigdy
nie będzie mu to przeszkadzać. Myślał, że będzie go to zawsze cieszyć, że jest
sam, że nikt mu nie przeszkadza, że może u siebie robić, co chce. Na początku
tak było. Ale w końcu przyszedł taki dzień, kiedy sam siebie zapytał, jak długo
można robić nawet najbardziej zwariowane rzeczy, ale samemu? Na to pytanie
nie znajdował odpowiedzi.
-
Klara, dziecko, gdzie ty jesteś? – pan Władek bezradnie rozglądał się po
sklepie. Gdzie ta dziewczyna się podziała? Przed chwilą z nią rozmawiał, a
teraz nigdzie jej nie było. Nie mogła wyjść, słyszałby dzwoneczek.
- Tu
jestem, dziadku, tutaj – pan Władek aż podskoczył. Słyszał głos, ale nikogo nie
widział. Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Klara wynurzyła się zza kontuaru,
cała zziajana i czerwona z wysiłku. – Długopis mi spadł. Kiedy się po niego
schyliłam, łokciem strąciłam cały pojemnik z pisakami i chciałam je od razu
pozbierać. Trochę to trwało. Ale już jestem.
Pan
Władek spojrzał zdziwiony na wnuczkę.
-
Klarciu, co z Tobą? Najbardziej uważna, najsprytniejsza dziewczyna pod słońcem
- takie rzeczy? Łokciem – kubek?
- Oj,
dziadku, zdarza się przecież najlepszym – Klara próbując uśpić czujność
mężczyzny, machnęła lekceważąco ręką i roześmiała się serdecznie, ale pan
Władek nie dawał za wygraną.
-
Klarciu, a może ty chora jesteś? Może masz gorączkę? – podszedł do dziewczyny i
dotknął jej czoła – o masz, babo placek. Rozpalona jak piec! Marsz do domu i do
łóżka. Zaraz zadzwonię do mamy i powiem jej…
- Dziadku,
nic mi nie jest, naprawdę – Klara próbowała się bronić, ale wiedziała, że to
nic nie da. Pan Władek był najukochańszym, najwspanialszym, najdroższym
dziadkiem pod słońcem. I najbardziej upartym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek
znała. Żartowała czasem, że kiedy ludzie stali w kolejce po wzrost i rozum, to
dziadek stanął tam, gdzie nie było kolejki i wziął wszystko, co było. A że tam
dawali upór… to teraz nie było na niego mocnych.
-
Dziadku, a może ja zaparzę sobie herbaty z malinami i siądę na zapleczu,
przykryję się kocem… ?- spojrzała pytająco na starszego mężczyznę i dokończyła
trochę ciszej – bo ja to nie mam ochoty wracać do domu. Tam nikt na mnie nie
czeka.
Pan
Władek prędko podszedł do Klary i mocno ją przytulił. Wiedział, że dziewczyna
mówi prawdę. Nigdy o tym nie rozmawiali, unikając trudnych, ciężkich tematów,
ale doskonale wiedzieli, że prędzej czy później trzeba będzie wrócić do tej
sprawy.
-
Dobrze, Klarciu, już dobrze. Za godzinkę zamkniemy sklep i razem wrócimy do
domu, chcesz?
Milczenie
i wdzięczność wymalowana w oczach Klary starczyła za całą odpowiedź.
Oczywiście, że chciała. To była jedyna rzecz, jakiej na pewno w tej chwili
pragnęła. Za nic w świecie nie mogła zostać sama. A dziadek był jedynym człowiekiem,
przy którym czuła się dobrze i bezpiecznie.
PS. To ostatni odcinek tej opowieści na blogu. Przynajmniej na ten czas. Bohaterowie też czasem muszą odpocząć ;)
Ta
historia jest dość złożona, ale wiem, że będzie miała ciąg dalszy. Wiem, że do
niej wrócę, bo stała mi się w jakiś sposób bliska. Obiecuję, że za jakiś czas
dam znów znać, co słychać u Klary i Kuby, i pana Władka.
Dori
eS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz