To była jakaś paranoja.
Telefon odzywał się chyba dziesiąty raz, a ona ciągle miała
zajęte ręce. A to trzymała akwarium, bo średni junior postanowił wytrzeć kurze
na regale, zwłaszcza pod rybkami, a to siedziała na drabinie i pucowała
żyrandol. A potem – co ją podkusiło? – postanowiła umyć okno w salonie, więc
znowu nie mogła odebrać połączenia.
Piotr podejrzliwie patrzył to na komórkę,
to na Milenę, nie mogąc się zdecydować, co go bardziej denerwuje.
W końcu
wypalił:
- Nie odbierzesz? Może to coś ważnego?
- Ważne to będzie, jak przestaniesz mnie sprawdzać –
odburknęła Milena, wciąż jeszcze zła na Piotra po ostatnim zajściu.
- Ja sprawdzać? Ja cię sprawdzam? – zaperzył się mąż Mileny
i ojciec ich trójki dzieci. – Przecież tylko zapytałem, czy nie odbierzesz? Czy
ty zawsze musisz się kłócić? – sięgnął po pytanie, które w tym domu przez
ostatnie trzy dni wybrzmiało chyba ze sto razy.
- Nie zawsze muszę – Milena ze stoickim spokojem sprawdzała,
czy nie zostały smugi na szybie – tylko wtedy, gdy mnie sprowokujesz. Czyli –
prawie za każdym razem. – uśmiechnęła się do siebie, choć w środku wszystko się
w niej gotowało. – Podaj mi płyn do okien.
Piotr bez słowa sięgnął po stojącą na stole butelkę i podał
ją swojej żonie. Kochał Milenę i był o nią bardzo zazdrosny. Nie wyobrażał
sobie życia bez niej i denerwował się za każdym razem, kiedy dzwonił jej szef,
jej asystent, któryś z jej wysoko postawionych klientów. No, owszem,
przesadził. Zrobił jej karczemną awanturę przy teściach, oskarżył prawie o
zdradę, zagroził pozwem rozwodowym. Ok., jego wina. Ale każdy normalny facet
tak by się zachował, jakby jego żona przez telefon mówiła do kogoś „kochanie” i
„skarbie”.
Kto mógł wiedzieć, że dzwonił ich najmłodszy syn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz