Niepewność.
Niepokój. Jakaś niewiadoma. Zaciemniona rzeczywistość. Przesłonione
postrzeganie. Nie znajdowała słów, aby nazwać swoje emocje. Była pewna tylko
tego, że nie były dobre. Ale nie wiedziała, skąd one, dlaczego – i dlaczego
akurat teraz tak mocno dawały się we znaki. Mogła przypuszczać, podejrzewać,
ale – nie miała pewności, czy jej myśli podążają w dobrym kierunku i czy
słowami, gdyby je dopuściła do głosu, będzie umiała umiejętnie nazwać to, co
się w niej zbudziło i co uwierało jak nieznośny kamyk w za ciasnym bucie.
Zbudziło…
Nie – „powstało” ani nie „narodziło się”. Zbudziło. Czyli – musiało już w niej
mieszkać. Odkrycie tej oczywistej rzeczy podziałało na nią jak bicz, którego
koniec smagał jej serce i jej duszę, a każde uderzenie było jak ogień i jak
rozpalone żelazo. Bolało. Kurczyła się w środku tak bardzo, że czuła, że
jeszcze chwila i rozsypie się jak garstka piasku i nie będzie jej, zniknie
całkiem i na zawsze.
Na
policzkach poczuła łzy. I to był jej ratunek. Płakała tak, jak chyba jeszcze
nigdy, a każda łza była niby kropla życiodajnej wody i łyk świeżego powietrza.
Długi szloch wstrząsał jej ramionami, a dłonie nie były w stanie zatamować tego
płaczu. Krzyknęła, kiedy poczuła dotyk czyjejś ręki na ramieniu.
***
Otworzyła oczy. Poduszka była cała mokra. To
był sen. Z jednej strony – odczuła ulgę, ale wiedziała, że nie uda się jej tak
szybko z niego otrząsnąć. Był tak bardzo realny, że aż bolał. Wyciągnęła rękę i
zapaliła lampkę na biurku. Przez lekko uchylone drzwi do jej pokoju wpadała
smużka światła. Wstała powoli. Dziadek nie spał. Siedział w fotelu i czytał
książkę.
- Dziadku, co się stało? Dlaczego nie śpisz?
– Klara była poważnie zaniepokojona. Dziadek był dla niej najważniejszy na
świecie, dlatego zauważała każdy drobiazg inny niż zazwyczaj. To ona miewała
inne godziny snu, wracała do domu o różnych porach dnia, jadała też różne
rzeczy, w różnych miejscach i… w różnym towarzystwie. Dziadek żył tak, że
obserwując jego krzątaninę, można było nastawiać zegarek. Szósta – pobudka.
Siódma – śniadanie i leki. Ósma – wyjście do pracy. I tak codziennie oprócz
niedzieli, kiedy także wychodził o ósmej, ale – na mszę do pobliskiego
kościoła. Klara była tam z nim tylko raz. Kiedy w sobotę się zasiedziała przed
komputerem albo przy książce, siódma rano w niedzielę był nieludzką porą do
wstawania. Dziadek rozumiał i o nic nie pytał. Ale teraz siedział z książką w
ręku mimo bardzo późnej pory.
- Dziadku, dobrze się czujesz?
Pan Władek spojrzał na wnuczkę z miłością.
- Martwisz się o mnie? Wszystko dobrze, po
prostu się zaczytałem. Już idę spać, ty też wracaj do łóżka, Klarciu –
uśmiechnął się do dziewczyny i wyciągnął do niej rękę, aby ją przytulić. Klara
była piękną, młodą kobietą, ale nie unikała dziadkowych czułości. Tylko on ją
przytulał, a kiedy zmarła babcia, także pan Władek potrzebował tej bliskości.
Potrzebowali siebie oboje i pomagali sobie jak tylko potrafili.
Klara bez słowa wtuliła się w dziadkowe
ramiona. Znowu poczuła łzy pod powiekami.
-Kochanie, płaczesz? Czemu płaczesz? – pan
Władek delikatnie odsunął wnuczkę od siebie i spojrzał w jej oczy. – Co się
stało?
- To nic dziadku, przejdzie, to nic – Klara
próbowała unikać dziadkowego wzroku, ale wiedziała, że pan Władek dopnie swego.
Zawsze tak było. Jak chciał się czegoś dowiedzieć, to drążył, dopóki mu
wszystkiego nie powiedziała.
- Dziadku, a możemy o tym porozmawiać jutro? Rano
wszystko ci opowiem, obiecuję.
Pan Władek spojrzał na zegarek.
- Dobrze, Klarciu, ale nie wywiniesz się,
pamiętaj, że obiecałaś – żartobliwie pogroził jej palcem i z powrotem
przyciągnął do siebie, aby utulić dziewczynę na dobranoc.
Klara nie odpowiedziała. Wtuliła twarz w pachnący
sweter dziadka i zapragnęła, aby ta chwila nie skończyła się nigdy. Tak było
jej dobrze.
PS. Tak, jak obiecałam, moi bohaterowie wrócili. To nie jest taki powrót, jakiego się spodziewaliśmy, ale cóż - to nie ja wymyślam tą fabułę. Ja jestem tylko kronikarzem...
Kronikarz...ważne i pożyteczne zajęcie!
OdpowiedzUsuń