piątek, 28 września 2018

Wędrowny Anioł (II)

Dzisiaj znów poderwał się do lotu, jakby chciał odfrunąć mimo zamkniętego okna. Wiedziona jakimś niezrozumiałym porywem serca, po powrocie do domu, zanim jeszcze zagrzałam dłonie o kubek gorącej herbaty, zajrzałam do pokoju. Był tam, gdzie go zostawiłam. Kołysał się lekko, jakby w takt niesłyszalnej muzyki i wirował, a razem z nim - powietrze, które go otulało i unosiło. W powietrzu było czuć tajemnicę, ale nie można było jej uchwycić ani jej dotknąć. Wymykała się, klucząc między półkami pełnymi książek i chichotała żartobliwie, a kiedy udawało się jej schować, wybuchała śmiechem, od którego jeszcze mocniej drżało powietrze. Herbata na kuchennym stole wystygła, a niebo poszarzało, chwytając rozpaczliwie ostatnie promyki zachodzącego słońca, jakby chciało wydłużyć dzień o choć kilka minut.















W pokoju powietrze wciąż wirowało. Skrzące się w blasku aureoli Wędrownego Anioła drobinki kurzu tańczyły dostojnego walca opadając, aby zaraz potem się unieść do góry, a nieliczne już tego wieczoru ptasie trele wtórowały im w tym tańcu, chcąc mieć w udział w tym misterium.

Wędrowny Anioł.
Dokąd mnie jeszcze zaprowadzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...