Zastałam go na parapecie mojego okna.
Siedział, machając nogami i patrzył gdzieś ponad dachami domów, ze wzrokiem wbitym w horyzont. Nie zareagował na moje wejście; nawet kiedy dotknęłam jego ramienia, nie odwrócił oczu od widnokręgu, tylko szepnął:
- Zobacz, widzisz? Tam jest... - urwał, wskazując palcem w bliżej nieokreślonym kierunku.
Wytężyłam wzrok. Jak okiem sięgnąć - pustka. Pola. Nieco bliżej kominy domów, jeszcze bliżej nieliczne drzewa z już nieco przerzedzonymm listowiem. Dymy z kominów unosiły się nieco, aby potem delikatnie i miękko opaść na ziemię i spowić ją w tajemnicę. Mgła odwrotnie - unosiła się lekko, jakby chcąc wyznaczyć granicę między niebiem a ziemią i między doczesnością a wiecznością. Nieśmiałe kumkanie żab wraz z zachodem słońca przybierało na sile - im niżej było słońce, tym głośniej słychać było żaby. Tylko ptaki zamilkły, jakby zawstydzone, kiedy tylko rozległy się w powietrzu pierwsze pohukiwania sów, które wyruszyły na nocny obchód.
Ze zdziwieniem odkrywałam każdą kolejną chwilę, kiedy ciemność przestawała mnie przerażać, cisza nie budziła mnóstwa obaw, a chłodne powietrze łagodnie koiło, a nie wyziębiało i nie mroziło.
W takim mroku tak łatwo mogłam zauważyć to, o czym szepnął mój towarzysz. Zobaczyć ciszę. Dotknąć myśli. Przytulić marzenia. Wpuścić do serca trochę nadprzyrodzonego światła.
Otworzyć je bez lęku.
Dotknął mojego ramienia.
- Nie patrz tylko oczami. Spójrz mocą wyobraźni i siłą serca. Pamiętasz? - uśmiechnął się delikatnie - "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało..." Spróbuj dostrzec niewidzialne.
Siedział, machając nogami i patrzył gdzieś ponad dachami domów, ze wzrokiem wbitym w horyzont. Nie zareagował na moje wejście; nawet kiedy dotknęłam jego ramienia, nie odwrócił oczu od widnokręgu, tylko szepnął:
- Zobacz, widzisz? Tam jest... - urwał, wskazując palcem w bliżej nieokreślonym kierunku.
Wytężyłam wzrok. Jak okiem sięgnąć - pustka. Pola. Nieco bliżej kominy domów, jeszcze bliżej nieliczne drzewa z już nieco przerzedzonymm listowiem. Dymy z kominów unosiły się nieco, aby potem delikatnie i miękko opaść na ziemię i spowić ją w tajemnicę. Mgła odwrotnie - unosiła się lekko, jakby chcąc wyznaczyć granicę między niebiem a ziemią i między doczesnością a wiecznością. Nieśmiałe kumkanie żab wraz z zachodem słońca przybierało na sile - im niżej było słońce, tym głośniej słychać było żaby. Tylko ptaki zamilkły, jakby zawstydzone, kiedy tylko rozległy się w powietrzu pierwsze pohukiwania sów, które wyruszyły na nocny obchód.
Ze zdziwieniem odkrywałam każdą kolejną chwilę, kiedy ciemność przestawała mnie przerażać, cisza nie budziła mnóstwa obaw, a chłodne powietrze łagodnie koiło, a nie wyziębiało i nie mroziło.
W takim mroku tak łatwo mogłam zauważyć to, o czym szepnął mój towarzysz. Zobaczyć ciszę. Dotknąć myśli. Przytulić marzenia. Wpuścić do serca trochę nadprzyrodzonego światła.
Otworzyć je bez lęku.
Dotknął mojego ramienia.
- Nie patrz tylko oczami. Spójrz mocą wyobraźni i siłą serca. Pamiętasz? - uśmiechnął się delikatnie - "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało..." Spróbuj dostrzec niewidzialne.
Najtrudniej...jednak...dostrzec to co niewidzialne... Swoim tekstem dotykasz czegoś ulotnego i ważnego... Zmuszasz do zamyślenia nad...
OdpowiedzUsuń