wtorek, 9 października 2018

Wędrowny Anioł (V)

Nigdy nie trzepotał skrzydłami. Nie był jak wizerunki Aniołów Stróżów na obrazkach z książeczek do nabożeństwa ani jak figurki sprzedawane na straganach podczas odpustów parafialnych. Chował swoje skrzydła pod płaszczem, który zawsze miał na sobie. Wyglądał jak strudzony wędrowiec, który na chwilę tylko wstąpił, aby poprosić o kubek wody albo kromkę chleba. Nie sprawiał wrażenia zmęczonego, ale w jego spojrzeniu było coś takiego, co nie pozwalało mu niczego odmówić. To nie było żądanie ani naleganie, raczej - pokorna prośba i obietnica wdzięczności. 
Nie wiedziałam, dlaczego zamieszkał u mnie. Po prostu któregoś dnia zastałam go w pokoju i wydało mi się to naturalne, że tu jest. Jest Wędrowny, więc pewnie przywędrował. Skąd?


Nie dawało mi spokoju pytanie, po co mu takie solidne, mocne buty z grubą podeszwą, skoro ma skrzydła. 
Obiecał, że kiedyś mi powie.
I że nauczy mnie czekać. 
Na dzień. 
Na noc. 
Na ważne odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...