sobota, 13 października 2018

Wędrowny Anioł (VI)

- Jak ja mam na imię?
Spojrzałam nie rozumiejąc pytania. Wędrowny Anioł... to nie imię?
- Nie, to istota mnie - odpowiedział bezgłośnie na moje pytanie zadane w myślach.
- Jestem wędrowcem i nie jestem człowiekiem. Wędruję, bo takie mam zadanie. Wędrowanie jest celem. Nie idę gdzieś, dokądś, po coś. Idę, bo takie mam powołanie.
Wy, ludzie, lubicie wszystko nazywać. Wydaje się wam, że macie wtedy nad tym kontrolę. A ty mówisz o mnie - Wędrowny. Nie chcesz mnie nazwać?

Cisza dzwoniła w uszach coraz głośniej. 
Wędrowny przymknął oczy. Wyglądał jakby spał, ale jego obecność była bardzo mocno odczuwalna. Wypełniała sobą cały pokój, aż do ostatniego skrawka miejsca, nie pozostawiając ani odrobiny przestrzeni na jakiekolwiek wątpliwości czy braki, które - wiedziałam o tym dobrze - potrafiły być wszędobylskie i pojawiały się zazwyczaj bez pytania, a potem zostawały na tyle, na ile im się podobało.
Obecność mojego towarzysza była inna. Kojąca, wyraźnie odznaczająca się na tle pospolitości i pełna szacunku dla wolnej woli człowieka.

Zawsze czekała na otwarcie drzwi, nie wyważając ich i niczego nie przyśpieszając, nęcąc jedynie wrażliwe ludzkie zmysły swoją magnetyzującą ciszą, trudną do nazwania, niezwykłą wonią i leciutko jaśniejącym światłem, które nie oślepiało, a przyciągało i dawało poczucie bezpieczeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...