wtorek, 16 kwietnia 2019

Wędrowny Anioł (XVII)


- Wierzysz w Boga?
Pytanie, jakie usłyszałam tego poranka było, jak mi się wydawało, retoryczne. Nie wiedziałam, czemu mi je zadał. Odpowiedź była tak oczywista, że nawet nie zamierzałam jej udzielać. On nie ustępował.
-Wierzysz?
- Przecież wiesz, że tak.
- A wierzysz Bogu?
Nie biernik, a celownik.
Wędrowny przysiadł obok mnie i zapatrzył się w okno, a ja odsunęłam krzesło od biurka i spojrzałam na krzyż, umieszczony na ścianie mojego pokoju. 


Najbardziej dynamiczna rzeczywistość, jaką kiedykolwiek spotkałam, a jednocześnie – najbardziej stała i niezmienna.
Pytanie Wędrownego o wiarę przypomniało mi o mojej codziennej modlitwie, o moich prośbach i o łzach, na które mógł patrzeć tylko Chrystus na krzyżu.  Czy ja wierzę Bogu?
Rozkołysany porywistym wiatrem czubek rosnącej nieopodal jodły strząsnął z siebie szyszkę, która z impetem uderzyła w okno  mojego pokoju. Drgnęłam zaskoczona tym nagłym i niespodziewanym odgłosem.
Czy wierzę?
Promień słońca zamrugał porozumiewawczo zza chmury, po czym, niby bawiąc się w chowanego, znów się skrył za obłokiem w kolorze blado-buro-szarym, rozświetlając go jakby od środka tysiącem odcieni.


Wiem, że Bóg jest i że czuwa. Że Jest zawsze. Jest – to Jego Przedwieczna Istota i Jego Imię. Wiem, że nigdy nie zasypia. I że nigdy nie spuszcza nas z oka. Nigdy się nie niecierpliwi, zawsze kocha, nieustannie błogosławi i wysłuchuje wszystkiego, co tylko chcemy mu powiedzieć.
Wiem.
Czy wierzę?
Wędrowny dotknął mojego ramienia. Modlił się. Sięgnęłam po różaniec.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...