sobota, 3 sierpnia 2019

Między drugą a trzecią lekcyjną



- No, mili państwo - zaczął Dyro marszcząc groźnie czoło - po prostu brakuje mi słów. Przecież takie rzeczy w szanującej się placówce nie powinny mieć miejsca!
- A pan dyrektor ma na myśli którąś konkretną placówkę, czy tak ogólnie? - zaciekawiła się Marta, polonistka, która wpadła do pokoju nauczycielskiego jak zwykle ostatnia, i jak zwykle obładowana stertą materiałów edukacyjnych. - bo jak ogólnie, to może nie warto sie nad tym zastanawiać? - kontynuowała, nie patrząc na reakcję Majchera, zwanego pieszczotliwie Dyrem, i szukając wzrokiem kawałka wolnego miejsca na wciąż trzymany w rękach stos książek i kserówek.
- Mam na myśli, koleżanko Radońska, konkretną placówkę, a dokładniej rzecz ujmując, naszą! - huknął Dyro - jest pani chyba jedyną osobą, która nie wie, co się wydarzyło! - wyrzucił z siebie jednym tchem i opadł ciężko na krzesło. - Wypadałoby wiedzieć, co się wyprawia w macierzystej placówce, że tak to nazwę, i oczekuję, że odtąd będzie pani lepiej poinformowana o takich sytuacjach.
Marta zamarła. 
- A co takiego się wydarzyło? - spytała takim szeptem, jakby cały pokój nauczycielski był naszpikowany aparaturą podsłuchującą. - skoro wszyscy wiedzą, to może ktoś by mi powiedział? - wyszła  z nieśmiałą propozycją.
- Rany, ty naprawdę nic nie wiesz? Kobieto, na jakim świecie ty żyjesz?! - oburzyła się teatralnie anglistka Klara - trzeba jakoś uczestniczyć w życiu społeczności szkolnej, interesować się przynajmniej, a nie tylko te testy, materiały, sprawdziany i konsultacje.
- Miałam lekcję łączoną - słabym głosem próbowała się bronić Marta - miałam dwie klasy szóste, bo z jedną planowo, a druga miała mieć biologię, ale Paulina się rozchorowała, więc przyszli, że chcą mieć polski, to im pozwoliłam.
- Jak to "chcą mieć polski"?  Do ciebie przychodzą ot tak, że chcą mieć polski? - Patryk wuefista aż podskoczył - do innych też tak przychodzą, że chcą mieć angielski albo historię?
- Nie no weź nie żartuj - Klara z rezygnacją wydęła wargi - to nie do pomyślenia przecież, żeby sami przychodzili, co chcą mieć. Marta, musisz więcej wymagać, to nie będą sami przychodzić. Do mnie tam nigdy jeszcze nie przyszli.
- Bo ciebie się boją - odcięła się Marta - zresztą, ty mówisz od nich tylko po angielsku, to niby jak oni mają z tobą rozmawiać, jak nie znają słów?
- A nie znają - Klara aż tupnęła nogą, trafiając szpilką w palce nogi Dyra, który syknął z bólu - bo zamiast przyjść na dodatkowy angielski, to oni idą, że chcą mieć polski! - skończyła z satysfakcją i usiadła, popatrzywszy po wszystkich z triumfem.
- O czym mowa? - stanęła w progu matematyczka Mariola - co się stało? - zaniepokoiła się, patrzać na obolałą minę Majchera, który usiłował schylić się, żeby rozmasować sobie palec u nogi, uszkodzony szpilką Klary - czy pan dyrektor dobrze się czuje? Może po pogotowie zadzwonić?
- Zadzwonić tak, ale na koniec przerwy - jęknął Dyro, wskazując na zegar nad drzwiami - a na długiej przerwie widzimy się wszyscy u mnie w gabinecie. Ustalimy dyżury dzwonków, dopóki ktoś nie przyjedzie nareperować ten nieszczęsny automat. 
Dyro pokuśtykał do siebie, pedagodzy rozeszli się do klas, a pokój nauczycielski znów opustoszał - jak zawsze, między drugą a trzecią lekcyjną.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...