środa, 31 stycznia 2018

Moje Zacisze



Moje zacisze.
Moje biurko, przy którym spędzam - pisząc, czytając, przygotowując się do pracy, projektując - długie godziny.
Mój pokój, do którego rzadko kto wchodzi, bo "tu jest wszystko": koraliki, kartki papieru, pudełka z drobiazgami na komodzie, gilotyna do papieru, laptop, drukarka. I mój tapczan, stary, wysłużony, z dokładnie widocznym miejscem, gdzie najchętniej siadam, opierając się o ścianę - z książką, z kubkiem aromatycznej herbaty, przykryta kocem. 
Tutaj pracuję i odpoczywam. 
Nie ma tu telewizora ani radia. Nie ma foteli ani stolika, przy którym możnaby wypić kawę czy herbatę. 
Jest cisza. Tylko czasem odezwie się drukarka, kiedy jakaś praca jest gotowa, albo komórka, która ma swoje miejsce na biurku - kiedy ktoś zadzwoni. 
Ciekawe, że tej ciszy nic nie przerywa. To trochę jak z silentium sacrum, które trwa mimo wypowiadanych na głos modlitw. 
Okno w pokoju, z opuszczonymi zazwyczaj roletami - przez tę moją nieszczęsną migrenę, która powoduje, że każdy promyk słońca poraża wszystkie zmysły i nie daje żyć, pracować, oddychać. Kiedy nie ma słońca, czasem spoglądam przez to okno na ciekawskie kawki, które po sąsiedzku mają swoje centrum obserwacyjne, na okna rozświetlone, coraz częściej, ekranami laptopów i telewizorów, na samotnych przechodniów, zmierzających po całym dniu pracy do domu.


Krzyż na ścianie nad tapczanem. Bez niego mój pokój byłby pusty i nijaki. Tak jak bez maleńkiej świeczki na półce nad biurkiem, którą zapalam, kiedy klękam do wieczornej modlitwy. 
Ileż ten mój krzyż wysłuchał historii! Jak bardzo jest on dla mnie cenny...
Mój pokój.
Moje małe miejsce na ziemi.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

To był dobry dzień :)

 
Dziś minął kolejny dzień.
Kiedyś powiedziałabym to z ulgą, jakby mi zdjęto z pleców ogromny ciężar. Dziś mówię to chyba nawet z leciutkim żalem. Nie, nie przedłużam tego dnia w nieskończoność, nie wynajduję sobie powodów, dla których muszę do kogoś zadzwonić, napisać, gdzieś wyjść. Spokojnie przyjmuję wieczór, uśmiecham się do nadchodzącej nocy. Dziś nie boję się żadnych niezapowiedzianych wizyt, nie drętwieję na dźwięk dzwonka u drzwi, nie zaciągam szczelnie zasłon w oknach i nie udaję, że mnie nie ma. Dzisiaj wieczorem – po prostu żyję. Ot tak, zwyczajnie, a jednak niezwykle.

Różnicę między tym, co teraz a tym, co wcześniej - stanowi jedno spotkanie. Nie spodziewałam się jakichś fajerwerków. Owszem, liczyłam na zrozumienie, na wysłuchanie – ale byłam też przygotowana na trudne rozmowy i niewygodne pytania – takie, na które lepiej nie odpowiadać, bo każda odpowiedź będzie dowodem winy, mimo pełnej niewinności.
A jednak.

Spotkałam się z dobrymi ludźmi i ich życzliwością, z konstruktywną krytyką daleką od potępienia i rzucania oskarżeń, ze słowami, które ogrzewają jak promienie letniego słońca albo jak rozgrzewający balsam.
Spotkanie, jakich zawsze bym sobie życzyła – ale jakich nieczęsto doświadczam. Spotkanie przy stole, na którym królowały dziś anioły i nad którym unosiły się, niby napar aromatycznej herbaty, uśmiechy tych, którzy przyjęli moje zaproszenie.
Rozmawialiśmy jak równy z równym. Nikt nikomu nie przerywał, nikt niczego nie negował. Rozmawialiśmy tak, jakby nic na świecie nie było ważniejsze. Czuliśmy taką trudną do wytłumaczenia więź, która cienką, ale niezwykle mocną nicią porozumienia spowodowała, że zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy siebie słuchać – każdy każdego z taką samą uwagą. Rzadko spotykałam takie sytuacje, jeszcze rzadziej – mogłam w nich uczestniczyć. Trochę z jednej strony szkoda, bo takie chwile są niezwykle ubogacające i niesamowicie wzmacniają serce, uspokajają emocje, wyciszają myśli. Choć, jak tak się nad tym zastanowić – gdyby to było częściej, to może aż tak bym tego nie umiała docenić?
Dobrze mi tam było. Rozmawialiśmy o trudnych sprawach, ale – dobrze nam było razem. Wiedzieliśmy, że razem damy radę przez to wszystko, co nas dotknęło i próbowało zniszczyć, przejść. Wiedzieliśmy i wiemy nadal.

Takie spotkania sprawiają, że tęsknię za ludźmi. Że czekam, kiedy ktoś przyjdzie, podejdzie, zatrzyma się nieopodal, może skinie głową. Że już się nie boję spojrzenia nieznajomego człowieka, jego prośby o pomoc w znalezieniu adresu; nie boję się nawet go kawałek podprowadzić. Nie boję się, choć naturalne, że jestem ostrożna.
Takie spotkania jak to, przy stole z aniołami, sprawiają też i taki cud, że mam odwagę podnieść głowę i spojrzeć dalej niż czubki własnych, pokrytych dziś śniegiem, butów. Mam odwagę nie przestawać marzyć, patrzeć w przyszłość z nadzieją, mam odwagę ryzykować i mieć własne zdanie. Takie spotkania jak to dają mi przynajmniej cząstkę pewności, że jutro będzie dzień i będzie on dobry, i pełny życia, i radosny, choć na pewno – bardzo pracowity.
Takie spotkania jak dziś – przywracają nadzieję, dodają wiary, napełniają światłem. 
A światło - rozprasza ciemności... 


sobota, 6 stycznia 2018

Święty spokój

Otaczają nas słowa.
Początki zdań, niedokończone, zostawione ku domysłom, niedbale powiedziane, niewyraźne, niejednoznaczne. Wiadomości tekstowe, jakie wysyłamy codziennie z telefonów komórkowych, bez przecinków, kropek i polskich znaków.
W pojazdach komunikacji miejskiej, w pociągach dalekobieżnych, w parku na spacerze (zdumiewa mnie widok młodych osób, wysyłających SMS bez patrzenia na klawiaturę. Piszą - jednocześnie rozglądając się wokół).

Piszemy setki takich esemesów dziennie - i mijamy się każdego dnia, nie spotykając się twarzą w twarz, nie uśmiechamy się do siebie, nie rozmawiamy ze sobą.Żyjemy sam na sam. Z komórką - namiastką rozmową, przed ekranem komputera - namiastką spojrzenia w oczy, uśmiechu. Tylko wciąż brakuje nam ciepła, bliskości, obecności i spokoju.
"Daj mi święty spokój!" - krzyczymy, kiedy ktoś przerywa nam pisanie kolejnego esemesa. Święty spokój. Święty - to nie byle jaki. To taki spokój z wyższych sfer, dla wybranych, dla niektórych, tylko dla nielicznych.
Taki doskonały i nie-do-ruszenia.
Czy naprawdę chcemy mieć święty spokój?
Jest na to świetny sposób: jeśli chcemy mieć święty spokój, wystarczy go poświęcić... na spotkanie z kimś potrzebującym, na rozmowę z kimś bliskim, na rodzinny obiad, na wizytę w szpitalu u chorego znajomego.
Serdecznie polecam.
Przy wystarczającej częstotliwości - gwarantuję wszystkim, którzy się na to zdecydują, że po jakimś czasie - święty spokój zawsze będzie spokojem po-święconym.

czwartek, 4 stycznia 2018

"Kuchenna Rozmowa" Moniki A. Oleksa, w adaptacji Harcerskiego Teatru Cieni.

Dlaczego tutaj - takie rzeczy?
Bo zachwycił mnie ten tekst. Pełen nadziei, pełen walki o dobro, napełniony tajemnicą Bożego Narodzenia i obecnością aniołów. Kiedy czytałam go w książce, a potem na stronach jednego z portali internetowych - przemawiał do mnie głośno i wyraźnie, ale tutaj - głosami fantastycznych dzieciaków - przemówił donośniej i mocniej. To jest taki przekaz, jaki na długo pozostaje w pamięci i w sercu. Zobaczcie sami.

wtorek, 2 stycznia 2018

Dobrze jest zacząć dobrze...

Zatrzymując się i dotykając wielu codziennych zdarzeń uświadamiam sobie, że jak trudne bywają wybory i jak nieodwracalne decyzje mogą zrujnować nie tylko najbliższe dni i tygodnie, ale nawet całe lata.


"A kto kazał ci się śpieszyć? Kto powiedział, że musisz? Masz za swoje" - słyszymy w swojej głowie i za plecami, widzimy w oczach przechodniów i czytamy na bilbordach. 
My tak mamy. Nie lubimy zawodzić. Nigdy. Nie umiemy odpuścić. Niczemu. I nie potrafimy przyznać, że wcale nas to wszystko tak nie kręci. Że chcielibyśmy zwolnić, pójść na spacer nad rzekę, strząsnąć z ramion, prosto do wody, obawy i podszepty niepokoju i niezadowolenia.
Ja tak mam. Ty tak masz.  Nie chcemy się do tego przyznać, bo to nasza słabość, nasz powód do wstydu i nasz oścień. Robimy dobrą minę do złej gry, uśmiechamy się niby to szczerze, niby to świetnie spędzamy czas pracy, czas wolny, czas powrotów do domu... Taki niby czas.
A może, razem z nowym rokiem, można byłoby odczarować te wszystkie "niby"? Może można by było.


Niech nowy, kolejny nowy rok - będzie początkiem nowego mnie, nowego ciebie, nowych nas. Niech serce w nas odżyje. Niech dojdzie do głosu sumienie, które każe siebie dobrze traktować. Niech uśmiechną nam się oczy, rozluźnią zaciśnięte pięści; niech usta zaczną milczeć a uszy niech usłyszą - szum wiatru, grzmot wzburzonych morskich fal, śpiew ptaków i krzyk mewy...
Niech nowe - naprawdę znaczy - nowe.

Życie nie stoi w miejscu...

  Płomień maleńkiej świecy rozpalał się coraz bardziej. Z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej wspinał się po jedwabnym sznureczku, o...